1 lutego 2020

Rozdział 4

''Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie... Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham Ciebie. Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie. Ale chcę, by tak było. Jeśli pokażę Ci, że jestem tu dla Ciebie... Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham Ciebie...''
~*~
  Madison poczuła przyjemny chłód wiatru. Jej serce szybko biło, krew krążyła w żyłach zupełnie jakby coś się stało. Ale nic się nie wydarzyło. Nie wiedziała, co miało miejsce kilka minut wcześniej. Na chwilę straciła rachubę czasu. Rozejrzała się wokół lecz nadal znajdowała się w tym samym miejscu. Zamknęła oczy i przełknęła ślinę. Ruszyła przed siebie. Teraz zamierzała jak najszybciej wyrwać przyjaciółkę z imprezy. 
  Znów weszła do tego obskurnego bloku. Tym razem jednak nie zawracała sobie głowy dzwonieniem do drzwi. Wparowała do środka w poszukiwaniu Holly. Złapała za jej nadgarstek gdy ta flirtowała z nowo poznanym chłopakiem. Nawet się nie odezwała, po prostu wyszarpała brunetkę z rozhulanego tłumu. Dopiero gdy znalazły się na dworze, postanowiła ją puścić.
  -O co ci chodzi, Madi? - zapytała dziewczyna analizując to, co się wydarzyło.
  -Zachowuj się jak dorosła, a nie jak rozwydrzony bachor - rzuciła wściekle. Nie prosiła o wiele. Chciała tylko żeby jej przyjaciółka się opamiętała.
  -Madison zatrzymaj się do cholery! - krzyknęła, kiedy blondynka zmierzała w stronę przystanku autobusowego. Złapała ją za rękę, kiedy ta nie wykonała prośby.
  Blondynka odwróciła się. Rzuciła wściekłe spojrzenie ale powoli zapełniało się ono łzami. Była wykończona, psychicznie i fizycznie. Nie oczekiwała od życia wiele. Po latach spędzonych u boku wyrodnej matki, która jej szczerze nienawidziła, chciała jedynie żyć jak normalna dziewczyna. Naprawdę cieszyła się kiedy wraz z Holly znalazły mieszkanie. Wszystko miało być inne. W tym pięknym planie nie było mowy o kłótniach czy problemach. Tego było bowiem już za wiele.
  -Posłuchaj mnie uważnie - zaczęła ta pijana - Zabraniasz mi życia, które sama sobie wybrałam. Nie jestem taka, jak ty. Chcę szaleć, imprezować i poznawać ludzi. Ty za to wolisz spokój, nudne studia, nudną pracę. Zero jakichkolwiek zmian. Jesteś zazdrosna, że umiem czasem zapomnieć o szarej rzeczywistości. Ale powiem ci jedno, nie zmienisz mnie, nigdy.
  Madison poczuła się jakby ktoś ją spoliczkował. Nie przypuszczała, że bliska jej osoba zachowa się tak podle. Obrywała za to, że się martwiła.
  Resztę drogi do mieszkania spędziły w grobowej ciszy przerywanej co jakiś czas przez lektor w autobusie. Madison zastanawiała się czy aby na pewno dobrze zrobiła zgadzając się na wspólne życie. Holly miała rację, rzeczywiście ogromnie się od siebie różniły. Czyż jednak nie na tym polega prawdziwa przyjaźń? Po co ci własna kopia skoro możesz mieć kogoś wyjątkowego.
  Następnego poranka Madison wyszła do pracy bez słowa. Nie wiedziała o czym rozmawiać z brunetką, czy jest szansa, że żałowała słów do niej skierowanych, czy może przez wypity alkohol nawet tego nie pamiętała? To jednak nie było wymówką. Nie można ranić drugiej osoby a potem zrzucać winę na procenty. One tylko dodają odwagi, pozwalają uzewnętrznić się emocjom skrywanym na co dzień. Należy jednak brać odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
  Uśmiechnęła się radośnie do portiera, miłego i spokojnego staruszka, który w wolnej chwili rozwiązywał krzyżówki i prosił pracowników o pomoc w odgadnięciu haseł. Jeżeli życie po pięćdziesiątce wyglądało w ten sposób, to Madi już chciała się starzeć.
  Przywitała się z pozostałymi pracownikami i ruszyła do swojego biurka. Może w kancelarii nie zarabiała kroci ale dla niej liczył się każdy pieniądz będący symbolem samodzielności. Zza ekranu komputera obserwowała kolegów po fachu, o jakieś dziesięć lat starszych od niej. Ci dawno byli po studiach, po aplikacji i teraz zajmowali się tym, o czym marzyli. Madison wielokrotnie zastanawiała się czy aby na pewno bycie adwokatem to coś, co chce robić w życiu. Czyż nie łatwiej jest ludzi po prostu oskarżać? Nie łatwiej zasiąść na miejscu ławnika i ostatecznie zdecydować czy osoba jest winna czy nie? A może najłatwiej jest wybrać wymiar i rodzaj kary? Kierując się wyborem młoda studentka analizowała swoje przeżycia z dzieciństwa. Czy chciała być jak matka, która za wszystko ją oskarżała i winiła, czy jak ojciec, który zawsze bronił ukochanego dzieciątka? Nie jest trudno domyślić się, kto został jej autorytetem.
  W skupieniu przeglądała plik papierów pozostawionych na biurku przez szefa. Mężczyzna nie traktował jej jak uczennicy a ubzdurał sobie, że jest jego asystentką. Notorycznie dzwonił do niej z prośbą o filiżankę kawy, herbaty czy spodeczek z ciastem. Kładł jej na biurku najnudniejsze sprawy z jakimi ludzie zgłaszali się do kancelarii.
  -Pan Holmes pragnie odzyskać od swojej byłej żony porcelanową zastawę, którą oboje otrzymali w prezencie ślubnym - zaczęła cicho czytać. - Nie mogą jednak dojść do porozumienia, bowiem oboje chcą posiadać ów przedmiot w swoim miejscu zamieszkania i korzystać z niego każdego dnia.
  Madison jęknęła w konfrontacji z problemami współczesnego świata. Ludzie potrzebowali adwokata dosłownie w każdej, nawet błahej sprawie.
  Z dogłębnej analizy wyrwał ją dźwięk telefonu komórkowego. Aż wzdrygnęła się słysząc wesołą melodię. Nie znała numeru, więc od razu pomyślała, że to kolejna reklama.
   -Madison Butler, w czym mogę pomóc? - To tata zawsze uczył ją by odnosić się grzecznie do ludzi. On zawsze żył w iluzji, że dobro wraca.
   -Witaj Madi, czytałem właśnie twój esej dotyczący praw jednostki w starożytnym Rzymie i jest imponujący. Jednak brakuje kilku istotnych kwestii. Może chcesz spotkać się na kawę i to omówić?
   Szczyt bezczelności i brak wstydu ze strony profesora aż wprawił blondynkę w osłupienie. Skąd miał jej numer? Czy do wszystkich studentów dzwonił z uwagami na temat ich prac? Każdemu z nich proponował kawę? Z tym mężczyzną było coś nie tak. Sądził, że Madison jak zaczarowana pogna na spotkanie, a może potem czym prędzej sprawi mu przyjemność w łóżku. To wyobrażenie doprowadziło ją do mdłości.
   -Jeszcze raz pan do mnie zadzwoni a założę sprawę o nękanie - rzuciła wściekle do telefonu i rozłączyła się.
   Całą rozmowę słyszał jej szef, który zapewne stał przy jej biurku od dobrych kilkudziesięciu sekund. Wpatrywał się w Madi z osłupieniem wymalowanym na twarzy, zupełnie tak jakby oczekiwał wyjaśnień.
   -Mam na uczelni profesora, który chce ode mnie czegoś więcej niż tylko dobrze zdanych egzaminów - zdenerwowana podeszła do okna. Obawiała się tego, co stanie się gdy zgłosi sprawę dziekanowi. Co, jeśli nikt jej nie uwierzy? Jeśli wezmą ją za zdesperowaną studentkę, która w ten sposób chce zyskać lepszą ocenę?
   -Jeśli jeszcze raz skontaktuje się z tobą w celach niezwiązanych z uczelnią, osobiście się tym zajmę. To nie pierwszy taki przypadek w moim zawodzie - mężczyzna podszedł i położył jej rękę na ramieniu.
   Myśl o tym, że szef kancelarii Bates Law jest w stanie stanąć w obronie jej godności wsparła dziewczynę na duchu. Tak znany i dobry prawnik z pewnością odstraszyłby niemoralnego wykładowcę.
   -Dziękuję, panie Bates.
   -Proszę cię, mów mi Arthur.
   W odpowiedzi blondynka jedynie się uśmiechnęła.

~*~ 
   Maxwell dzięki swoim wampirzym umiejętnościom słyszał rozmowę telefoniczną Madison, a więc tym bardziej był świadkiem tego co zaszło między nią a szefem. Aż gotował się ze wściekłości. Nie był zły na złotowłosą piękność lecz na mężczyzn, którzy kręcili się u jej boku. Sam najprawdopodobniej zamieniłby życie dziewczyny w piekło ale oglądanie jej w towarzystwie innych gdy jeszcze nie była jego, stało się wręcz nie do zniesienia. Zeskoczył z dachu wieżowca i udał się prosto na atlancką uczelnię.
    Szybko wpasował się w tłum studentów, mimo tego, że sam skończył je ponad sto lat temu. W jego czasach nie było mowy o pokaźnych aulach, multimedialnych wykładach i nauce przy pomocy internetu. Jeśli wtedy posiadałeś potrzebne książki, byłeś uznany za zamożnego. Rzucił wrogie spojrzenie kilku śmiejącym się studencikom. Został wampirem w młodym wieku, właściwie krótko po zakończeniu nauki na uczelni wyższej, dlatego nie budził podejrzeń zarówno w liceach jak i wśród starszych pokoleń. Gdy odnalazł odpowiedni gabinet, wszedł do niego nie zawracając sobie głowy pukaniem do drzwi.
   -Kim jesteś człowieku i dlaczego wchodzisz nieproszony? - oburzył się staruszek siedzący za biurkiem.
   Max nie miał zamiaru bawić się z nim w gry słowne. Złapał go za szyję i spojrzał mu głęboko w oczy. Kochał patrzeć na strach i ból swoich ofiar. Między innymi po to była mu Crystal. Fakt, że to od jego woli zależał dalszy los istot żywych powodował, że czuł się jak władca świata. 
   -Powiem to raz i liczę, że zapamiętasz. Trzymaj swoje fantazje z dala od studentek, a w szczególności od Madison Butler. W przeciwnym razie poznasz mój gniew i źle się to dla ciebie skończy.
    Na koniec swoją wampirzą mocą uderzył, łamiąc z pewnością nos wykładowcy.
   Wrócił do domu wściekły. Nie była to jednak zwykła złość, z którą miał do czynienia każdego dnia ale palące uczucie gniewu. Nalał do szklanki bursztynowy płyn ale zamiast go wypić, rzucił naczyniem prosto w ogień stojącego naprzeciw kominka. Jego oczy z ciemnobrązowych zmieniły się w czarne, bez krzty człowieczeństwa. I nagle poczuł nieustępliwie chęć wyrządzenia komuś krzywdy. Uśmiechnął się przebiegle i powoli udał się na piętro. W głowie wciąż miał obraz intrygującej blondynki ale to inna miała teraz zaspokoić jego mroczną stronę. Przekręcił kluczyk w drzwiach niewielkiego pokoiku Crystal. Nie znajdowało się w nim nic innego prócz łóżka i kącika z przyczepionymi do ściany łańcuchami. I to właśnie tam dojrzał niewinną istotę. Aż krew zagotowała mu się w żyłach na dźwięk jej szybciej bijącego serca. Ten strach był dla wampira jak narkotyk.
   -Dzisiaj naprawdę się zdenerwowałem, a wiesz kochana co to oznacza - warknął.
   Dziewczyna wzdrygnęła się widząc przed sobą potwora. Człowieka, który w ułamek sekundy przeistaczał się w bestię. Nigdy nie mogła być pewna tego, co ją spotka. Raz jego tortury były wręcz delikatne, w innym przypadkach pragnęła po prostu umrzeć w trakcie by już nigdy nie musieć na nowo tego przeżywać.
   -Klęknij.
   Uczyniła to bez jakichkolwiek oporów. Czasem za posłuszeństwo otrzymywała ciepłą kolację, innym razem możliwość kąpieli. Dla zwykłego człowieka była to normalność. Dla Crystal spełnienie marzeń. Nie wiedziała jak wygląda życie poza murami tej okazałej rezydencji. Właściwie już nie pamiętała jak żyła nim stała się niewolnicą Maxwella.
   Wampir złapał ją za szyję i bez ostrzeżenia zanurzył kły w jej tętnicy. Sączył ciepłą krew jakby to było ostatnie co w życiu zrobi. Wiedział kiedy przestać by nie zabić swojej zabawki.
   -Nie licz na to malutka, że kiedyś wypiję za dużo. Jesteś mi potrzebna.
   Złapał ją za nadgarstki i podniósł tak, że teraz była z nim na równi. Krew płynęła z ran na szyi, łzy z oczu. Nie dało się przyzwyczaić do takiego rodzaju cierpienia. Max rzucił niewolnicą o podłogę by pozbyć się swojej wściekłości. 
   Mimo tego, że zabrał ją do siebie kilka dobrych lat temu, nigdy nie uprawiał z nią seksu dla wspólnej przyjemności. To on miał być zaspokojony. Jego tortury miały wymiar brutalny, nie erotyczny. Na tym świecie żyła niegdyś tylko jedna kobieta, z którą się kochał. I którą bezgranicznie kochał. Inne były tylko zabawkami, albo przygodami na jedną noc po upojnym wieczorze alkoholowym.
   Przypiął Crystal do ściany i uderzył ją w policzek, a potem kolejny raz by śliczna Madison wyparowała z jego myśli. Dlaczego tak bardzo obchodziło go życie nieznajomej dziewczyny? Co takiego wydarzyło się pamiętnej gwieździstej nocy, że nie chciał by stało się jej coś złego? Może fakt, że nie bała się obcego człowieka, może to ta miła aparycja. Właśnie z tych powodów musiał trzymać się od niej z daleka, ale mroczna strona non stop przypominała mu, że jako wampir musi polować, zdobywać nowe pożywienie i bawić się nim.
   -Zakochałeś się w niej i to nie daje ci spokoju - wyszeptała półprzytomna Crystal.
   Na te słowa uderzył ją mocno i z całą swoją wampirzą siłą, aż padła na ziemię zupełnie nieprzytomna. Kochał tylko Anabelle. Zawsze tak będzie.

~*~
Witam po długim czasie. Nie chcę przepraszać i tłumaczyć się bo każdy wie jak jest. Dorosłe życie
Postaram się by rozdziały pojawiały się raz/dwa razy w miesiącu, wszystko zależy od czasu, którego generalnie non stop mi brakuje
Jak podoba się rozdział? 
Muszę na nowo wkręcić się w pisanie także wybaczcie za wszelkie niedociągnięcia