24 lipca 2018

Rozdział 3

''Zapłać te pieniądze, udawaj tę marionetkę, spraw, by bolał mnie brzuch. Nie mogąc się zdecydować, cały ten czas zapłać za herę, kochanie, twoja twarz tak promienna, czyż to nie zabawne? Wszyscy moi przyjaciele zawsze mnie okłamują, wiem, że myślą... Jesteś zbyt podły, nie lubię cię.. Zresztą, pierdol się. Sprawiasz, że chcę krzyczeć ile sił mam w płucach. To boli, ale nie będę z tobą walczył i tak jesteś do niczego. Przez ciebie chciałbym umrzeć, akurat kiedy... Kiedy się budzę, boję się, że ktoś inny może zająć moje miejsce...''
~*~
  Znalezienie właściwego adresu zajęło Madison kilkanaście dobrych minut. Błądziła między starymi blokami, a w pobliżu nie było żadnej żywej duszy, którą mogłaby zapytać o mieszkanie koleżanki. Słońce zaczynało zachodzić i dodawało mrocznego uroku ulicy i budynkom. Odetchnęła z ulgą, gdy nareszcie trafiła na właściwy adres. Przebywanie w tak bolesnej ciszy, jaka miała miejsce pomiędzy blokami, nie było niczym przyjemnym. Już na klatce schodowej słychać było muzykę i krzyki imprezowiczów. Zimno i brud nie zachęcały do pozostania w tym miejscu dłużej, niż było to przewidziane. Dziewczyna obiecała sobie, że wróci wcześnie do domu. Nie miała ochoty na upijanie się do nieprzytomności, tym bardziej, że był początek tygodnia. Zadzwoniła do drzwi nie oczekując, że ktoś prędko je otworzy. Niemożliwe było usłyszenie dzwonka, gdy muzyka grała tak głośno. A jednak, już po kilkunastu sekundach Kelsey wpuściła swoją koleżankę do środka. Mieszkanie zbytnio nie różniło się wyglądem od tego, co zastała na zewnątrz. Było urządzone w starym stylu, ale niepodważalnie potrzebowało remontu i świeżości. W każdym pomieszczeniu było mnóstwo ludzi. Niektórzy okazali się już mocno wstawieni. Przecisnęła się przez tłum zajmujący przedpokój i w kuchni natknęła się na swoją najlepszą przyjaciółkę. Jej widok oczywiście zaskoczył Madison.
  -Holly, co tutaj robisz? - zapytała przekrzykując muzykę.
  Dziewczyna stała oparta o blat, a w ręce trzymała kubek z alkoholem. Blondynka coraz częściej myślała, że jej współlokatorka może mieć problem z trunkami. Piła prawie codziennie podczas ich wiosennej przerwy, a semestr trwał zaledwie jeden poranek. Nie mogła zrzucić, że to przez stres na uczelni.
  -Miałam przegapić taką huczną imprezkę? - odpowiedziała nieco zmienionym już głosem.
  -Jest dopiero poniedziałek, a to miała być kameralna impreza - rzuciła Madison z wyczuwalnym oburzeniem.
  Nie usłyszała tłumaczenia przyjaciółki. Do kuchni wpadł rozwrzeszczany tłum pijanych studentów. Krzyczeli jak bardzo nienawidzą swoich wydziałów. To pomogło ocenić dziewczynie, że ma do czynienia z niedojrzałymi ludźmi. Ruszyła w stronę salonu poszukując wolnego miejsca. Żałowała, że się zjawiła, ale teraz nie mogła zostawić Holly samej. Doskonale wiedziała, że przeżywa kolejną kłótnię z chłopakiem albo może eks chłopakiem. Uciekanie w nałogi nikogo jeszcze nie doprowadziło do porządku, wręcz przeciwnie. Przez chwilę miała w głowie pomysł, by zadzwonić do Adama - ukochanego brunetki. Rozstali się w połowie przerwy wiosennej, ale oczywistym  było to, że do siebie wrócą. Być może ten czas w końcu nadszedł. Męczyło ją oglądanie przyjaciółki w takim stanie, tak samo, jak słuchanie o imprezowych wielbicielach jakim był Brad.
  Naprawdę rozkoszowała się samotnością. Myślała o jutrzejszym powrocie do pracy i o zupełnie przyziemnych sprawach. Do czasu aż na fotel obok nie dosiadł się nieznajomy chłopak. Trudno było określić czy także jest studentem. Miał na sobie okulary, ale raczej tylko po to, by być fajnym. Cale przedramię pokrywały tatuaże, ubrany też był w swoim stylu. Nie wzbudził on zainteresowania w Madison, ale została wychowana w sposób, który mówił, że należy być miłym.
   -Dobrze się bawisz?
  Piskliwy głos zupełnie nie pasował do wyglądu chłopaka. Musiała się powstrzymać, by nie zaśmiać mu się prosto w twarz. Ludzie po dwudziestym roku życia robili się coraz dziwniejsi.
  -Impreza jest w porządku - mruknęła, lecz gdyby sama usłyszała te słowa, na pewno by nie uwierzyła.
  -Przyniosę ci drinka, może staniesz się bardziej rozmowna.
  Wywróciła oczami, gdy tylko zniknął w tłumie. Okazał się kolejnym facetem, który na domówce szuka łatwej panienki. Tacy ludzie tylko zniechęcają do pojawiania się na imprezach. Mimo, że miejsce, które zajmowała było wygodne, postanowiła sprawdzić co z Holly.
  Wpadła do pomieszczenia, a jej przyjaciółka siedziała już na blacie, trzymając między nogami kubek z drinkiem. Była naprawdę bardzo ładna, miła i mądra. Madi nie rozumiała dlaczego na siłę zgrywała niegrzeczną i władczą panienkę. Nikt ani nic nie miał prawa wpłynąć na twoje zachowanie, a już w szczególności chłopak.
  -Holly, wydaje mi się, że powinnaś wrócić do domu. Ja nie czuję się za dobrze a ty dopiero możesz poczuć się niedobrze - odezwała się, zbliżając do brunetki.
  -Jezu Madi, przestań być taka sztywna. Zabaw się, napij się i od razu ci się polepszy - rzuciła ostro będąc już pod wpływem silnego alkoholu.
  Blondynka nie odpowiedziała, tylko wyszła wściekła z kuchni. Kochała przyjaciółkę ale ta potrafiła być naprawdę nieznośna. Złapała za swoją torebkę, którą na nieszczęście zostawiła w salonie i wyszła trzaskając drzwiami. Koniecznie musiała sprawdzić czy nic jej nie zniknęło. Ta imprezka wymykała się Kelsey spod kontroli. Nie zamierzała zostawić Holly na pastwę pijanych studencików. Po prostu chciała się przewietrzyć, pozbyć się z nozdrzy zapachu spoconych ludzi i taniej wódki.
  Cała okolica nie budziła uśmiechu na ustach. Za wyjątkiem wspomnianych ''strasznych'' bloków, dziewczyna słyszała krzyki pijaków i trzaskanie butelek. Cała ta atmosfera przyprawiała o ciarki na ciele. Madison obiecała sobie, że nigdy więcej nie pojawi się tutaj po zmroku. Może wcale się tu nie pojawi.
  Szła powoli, właściwie włócząc nogami. Była zmęczona, wciąż jej głowę obciążało wczorajsze wino a w myślach pojawiał się ten obleśny facet. Naprawdę dużo by dała, aby znaleźć się teraz w domu, w ciepłym łóżku. Chciała po prostu zasnąć i wstać jutro gotowa na nowe wyzwania w pracy jak i na uczelni. Niestety, błądziła wśród uliczek w zupełnie obcej dzielnicy Atlanty, było ciemno i dość chłodno a ona na dodatek miała na sobie tylko cieniutką bluzkę. Gorszą opcją było tylko zawrócenie i ponowne udanie się na imprezę.
  -Po moim trupie - jęknęła.
  -Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - usłyszała za sobą.
  O tak, zdecydowanie najgorszą opcją była rozmowa z nieznajomym.

~*~ 
  Maxwell rzucił w kąt wszystkie swoje notatki. Cała sprawa zaczynała go powoli wykańczać. Nie wiedział jak skontaktować się z bratem i to było cholernie irytujące. Próbował sobie przypomnieć ostatnie spotkanie z Alexandrem. Sięgnął po szklankę z bursztynowym płynem i szybko wypił całą jej zawartość. Zastanowił się głęboko.

Sound Lake, Wirginia, 1913 rok
Max uniósł głowę znad ciała kobiety wcześniej spełniając swoje pragnienie. Zdecydowanie nie istniało nic lepszego niż krew prosto z żyły. A krew z żyły pięknej, przerażonej damy, była wręcz nieziemska. Istoty takie jak on napawały się nie tylko czerwoną cieczą ale i samym strachem ofiary. 
Spojrzał na młodszego brata, który robił dokładnie to co Max. Różnica była taka, że on wybrał blondynkę. Cóż, jak zwykle. Może krew istoty o śniadej karnacji, jasnych włosach i wręcz błękitnych oczach była smaczniejsza niż ''jego'' czarnulki. Nie dbał jednak o to. Równie dobrze mógłby się pożywić jakimś gburowatym żołnierzykiem szykującym się na wojnę. TO NIE MIAŁO ZNACZENIA. TYLKO KREW, TYLKO STRACH, TYLKO KRZYK OFIARY, TYLKO BÓL, KTÓRY ZADAWAŁ.
 -Czemu, bracie, tak mi się przyglądasz? - zapytał młodszy.
-Minęło tyle wieków a nadal tworzymy niezły duet - zaśmiał się starszy.
-Nie wydaje ci się, że może czas odpocząć od siebie? Chociaż na pięćdziesiąt lat? 
Teraz kroczyli obok siebie porzucając wcześniejsze zdobycze. Ten, kto znajdzie kobiety w lesie, pomyśli, że zaatakowało je dzikie zwierzę.
I miał po części rację. Tym były wampiry. Krwiożerczymi potworami przypominającymi zwierzęta.
-Sądzę, że pięćdziesiąt lat bym bez ciebie wytrzymał, nie więcej.

  Gdyby Max wiedział, że to pożegnanie, na pewno zachowałby się inaczej. Minęło więcej niż pięćdziesiąt lat, więcej niż sto. Był wściekły na siebie, że pozwolił bratu zniknąć. Był wściekły na Alexandra, że go opuścił. Był wściekły na Crystal, że jeszcze kurwa oddycha. Był wściekły na cały otaczający go świat. Dlatego w wampirzym tempie wybiegł z domu i pognał przed siebie. 
  Z boku wyglądało to tak, jakby uciekał. Właściwie uciekał, ale nie przed czymś czy kimś. Uciekał przed wspomnieniami. 
  Niedługo zajęło mu znalezienie się przed blokiem, w którym mieszkała ta urocza blondynka. Od razu jednak, dzięki swojemu niesamowitemu słuchowi, odkrył, że nie było jej w domu. Spojrzał na zegarek. Było grubo po dwudziestej drugiej.
  -Gdzie jesteś, kotku? - szepnął podejmując wyzwanie. Był tak bardzo zły a jednocześnie podłamany, że odnalezienie dziewczyny obrał jako główny cel dzisiejszej nocy. 
  Biegł po prostu przed siebie cały czas o niej myśląc. Blondynka odganiała wszystkie negatywne uczucia. Wytężył swój niezawodny słuch, aż w końcu dotarł w nieznaną sobie dzielnicę. Nie wyglądała zachęcająco, ale przecież wampir nie bał się nikogo i niczego. Usłyszał krzyki dochodzące z jednego z mieszkań. Od razu domyślił się, że trwa tam impreza. Ludzie byli tacy głupi. Liczyły się dla nich tylko szczeniackie zabawy, przypadkowe znajomości i seks po pijaku. Max widział, że cały świat się stacza. Jeszcze sto lat temu było to nie do pomyślenia.
  Ujrzał ją.
  Szła stukając obcasami o chodnik. W ręce trzymała torebkę. Wyczuł, że jest wściekła, że nie chciała tu być a mimo to chodziła bez większego celu. Podszedł bliżej, tylko po to by przyjrzeć się pięknej nieznajomej. Wtedy ponownie, tak jak w październiku, usłyszał jej anielski głos.
  -Po moim trupie.
  -Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - rzucił, nie zastanawiając się nad tym, że wcześniej chciał zachować anonimowość.
  Blondynka odwróciła się, słysząc jego słowa. Od razu wyczuł jej strach. Nic dziwnego, gdyby był kobietą i to jeszcze śmiertelną, też obawiałby się tajemniczego mężczyzny.
  -Znamy się? - zapytała niepewnie, nawet się nie poruszyła.
  Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie ich krótkiego spotkania.
  -Na pewno pamiętałbym taką piękną dziewczynę.
  Bała się coraz bardziej i on znów to czuł. Od razu odgadł jej myśli. Nie, nie zamierzał jej zabić, ani zgwałcić. Przynajmniej na razie.
  -Daj mi spokój człowieku. Jestem wystarczająco zdenerwowana - warknęła.
  Podszedł do niej i złapał za jej podbródek. Teraz wpatrywał się w jej oczy, piękne jak... Jak tęczówki Anabelle. Miały w sobie głębie, tak jakby nie pozwalały od razu odgadnąć dziewczyny.
  -Nie rozumiem po co te nerwy - odezwał się cicho - Nic ci nie zrobię.
  -Puść mnie, muszę zabrać przyjaciółkę z imprezy - tłumaczyła mu się, zupełnie tak jakby miała taki obowiązek.
  Max chciał ją poznać. Każdą cząstkę jej ciała, jej życia. Dosłownie wszystko.
  -Nie będę cię dłużej zatrzymywał, kochana. Jeszcze się spotkamy, na pewno - odezwał się powoli, cały czas patrząc blondynce w oczy. - Uważam jednak, że to za wcześnie abyś mnie pamiętała.
  Znów ją zahipnotyzował. Dał jej jeszcze trochę czasu aby żyła jak każdy inny człowiek.

~*~
Witam ponownie
Od razu mówię, że Madi kiedyś to sobie przypomni. Kiedyś.

 


18 lipca 2018

Rozdział 2

''Zaśpiewam to dla Ciebie ostatni raz. Potem naprawdę musimy iść. Jesteś jedyną właściwą rzeczą we wszystkim co robiłam. Ledwo mogę na Ciebie patrzeć ale za każdym razem kiedy to robię wiem,że damy sobie radę wszędzie. Byle nie tu. Zapłoń,zapłoń. Jeśli masz wybór, nawet jeśli nie możesz usłyszeć mojego głosu. Zawsze jestem przy Tobie kochanie. Na myśl, że mogłabym nie zobaczyć tych oczu ledwie powstrzymuję łzy. Kiedy mówimy sobie długie pożegnania... prawie płaczę...''
~*~
  Nie trudno było się domyślić, że Madison nie znała odpowiedzi na pytanie zadane przez profesora. Wszyscy obecni na sali wpatrywali się w nią oczekując, że coś powie. Mężczyzna na każdym kroku mścił się na dziewczynie za odrzucenie jego zalotów. Milczała licząc na to, że zapyta kogoś innego. Powinna go słuchać i notować najważniejsze informacje. Trudno jej było przebywać w tym samym pomieszczeniu co obleśny prześladowca. Patrzył na blondynkę tak długo, aż się nie znudził. Nawet gdyby chciała odpowiedzieć, nie usłyszała pytania. Pierwszy dzień na uczelni nie zapowiadał się dobrze. Mężczyzna rzucił karcącą uwagę w stronę studentki po czym powrócił do wykładu. Niektórzy jeszcze przez jakiś czas na nią zerkali. Nienawidziła wścibstwa, a za coś takiego uważała zachowanie kolegów z zajęć. Odetchnęła z ulgą, gdy czas poświęcony na wykład się zakończył.
  -Panno Butler, można na chwilę prosić? - odezwał się profesor, gdy była już gotowa do opuszczenia pomieszczenia. W głowie przewijała jej się wiązanka przekleństw. Nie znosiła zostawać z tym człowiekiem sam na sam.
  -Przepraszam, że byłam dzisiaj myślami poza wykładami - okazała skruchę mimo tego, że nie chciała. Nie żałowała tego, co się stało.
  -Przypominam, że przerwa wiosenna dobiegła końca i czas wrócić do normalnego świata. Nie wiem co pani robiła podczas tych krótkich wakacji, ale to nie może się powtórzyć. Inaczej szybko oblejesz, Madison.
  Oburzyła się słysząc jak wymawia jej imię. Nie miał prawa zwracać się do studentki jak do koleżanki. Ona była uczennicą, a on nauczycielem i te proporcje powinny zostać zachowane. 
  -Nie pamiętam byśmy zwracali się do siebie po imieniu. Moje życie prywatne nie powinno interesować profesora. Proszę nie dzielić się ze mną swoimi spekulacjami, bo doskonale pan wie, że przykładam się do nauki - ruszyła w stronę wyjścia chcąc jak najszybciej poczuć świeże powietrze. - Do widzenia - rzuciła jeszcze na odchodne. 
  Rzeczywiście kilka minut na dworze pomogło Madison się uspokoić. Starała się nie myśleć o nieprzyjemnej rozmowie z mężczyzną. Wiedziała, że takowe czekają ją aż do zakończenia roku studiów. Żadne inne zajęcia nie upłynęły dziewczynie w tak ponurej atmosferze. Uważnie notowała na prawie cywilnym, a aktywna była na administracyjnym. Największy problem od dawna stanowił profesor od prawa rzymskiego. Z upragnieniem wyszła z budynku wydziału. Słońce świeciło w całej okazałości. Był naprawdę piękny dzień i wszyscy chętnie przebywali na świeżym powietrzu. Madison wsiadła do autobusu, który miał zawieźć ją na osiedle Sun Station. To właśnie tam mieszkał jej ojciec czyli najważniejsza osoba w życiu blondynki. Pan Butler poświęcał córce mnóstwo czasu zarówno jak była mała, także teraz. Łączyła ich ogromna więź. Mężczyzna potrafił zrozumieć ją i wesprzeć w każdej sprawie. 
  Stała wpatrując się w budynek, do którego dawniej niechętnie wracała. Gdyby nie fakt, że tata postanowił pozostać w domu, nigdy nie przekroczyłaby jego progu. Nie miała dzieciństwa usłanego różami jak większość znajomych. Jej matka wręcz nienawidziła swojej córki. Na każdym kroku uświadamiała małej Madison, że urodzenie jej było błędem. Wyobraźcie sobie co mogła czuć niewinna i nieświadoma niczego dziewczynka. Kochała matkę, bo nie rozumiała, że tak bliska osoba może być potworem. Kiedy na nią krzyczała, popychała i wyzywała od nieudaczników, blondyneczka tłumaczyła to sobie, że mamusia jest zdenerwowana przez pracę. Niestety nigdy tak nie było. To właśnie ojciec był zmuszony by ofiarować swojej córce podwójną miłość. Kochał jak tata oraz był opiekuńczy jak mama. Nigdy nie narzekał, że przejął rolę żony. Wiedział, że kobieta nie nadawała się do posiadania dzieci. Rozwiódł się z nią gdy popchnęła Madison tak mocno, że trafiła do szpitala ze wstrząsem mózgu i kilkoma siniakami. Ojciec i córka przestali się interesować losem kobiety, a ona zerwała z nimi wszelkie kontakty. Do tej pory nie wiedzieli gdzie mieszka, jak jej się powodzi i czy w ogóle żyje. 
  Gdy przekroczyła próg rodzinnego domu uderzył w nią zapach pieczonego ciasta. Tata odkąd pamiętała musiał także gotować. Po kilku spalonych posiłkach nabrał wprawy, a teraz jego dania były z najwyższej półki. Uśmiechnęła się dostrzegając go w fartuszku. Był taki szczęśliwy mimo tego, że mieszkał sam. Madison nie zastanawiała się czy ojciec rozgląda się za kobietami, ale szczerze życzyła mu by znalazł kogoś lepszego niż poprzednia żona. 
  -Tato, jesteś genialny. Upiekłeś mój ulubiony sernik - zaśmiała się czując radość ze zwykłego spotkania z opiekunem. 
  Odwiedzała go kilka razy w tygodniu. Nie chciała by pomyślał, że jest taka jak matka. Starała się odwdzięczyć ojcu za to, że przez całe życie grał rolę obojga rodziców. Wiedziała, że czas nie stoi w miejscu i za kilkanaście lat będzie zobowiązana zająć się nim, gdy wiek nie pozwoli mu na wykonywanie niektórych czynności. 
  -Jak minął pierwszy dzień na uczelni po dwutygodniowej przerwie? - zapytał siadając naprzeciwko niej. 
  Nie powiedziała mu o sprawie z profesorem. Wiedziała, że wpadnie w szał słysząc jak stary facet składał jej nieetyczne propozycje. Jako jedyna córka była oczkiem w głowie rodzica. Madison chciała poradzić sobie z całą sytuacją sama. W końcu nadchodził czas, w którym będzie musiała być w pełni samodzielna. 
  -Ciężko było się przestawić, ale jestem w miejscu, w którym chcę być - wyjaśniła odbierając od mężczyzny kubek.
  Wystarczyło spotkanie z tatą przy herbacie i ciastku, aby negatywne myśli odpłynęły. Była wdzięczna, że zawsze może zjawić się w rodzinnym domu i pan Butler przyjmie ją z otwartymi ramionami. To pocieszające mieć w życiu kogoś, do kogo można się udać bez względu na porę dnia. 
  -Chyba nie umawiasz się z żadnym chłopcem? Powiedziałabyś mi, prawda? - typowy syndrom opiekuńczości jej ojca. Martwił się o córeczkę i często nie dopuszczał do siebie myśli, że jest dorosła.
  -Oczywiście, tato. Zapoznam cię z nim kiedy oczywiście się pojawi.
  Nie miała problemu w kontaktach z płcią przeciwną. Wręcz przeciwnie, bo w liceum chłopcy chętnie zapraszali ją na randki. Nie mogła się odpędzić od zalotów przystojniaków z sąsiedztwa. Niestety żadna z tych znajomości nie okazała się tą trwałą. Kilku z nich studiowało na tej samej uczelni, a nawet wydziale co Madison. Kontakt z dawnymi adoratorami ograniczał się do powitań i pożegnań. Bo w życiu tak zawsze jest, że osoby, z którymi kiedyś spędzaliśmy chętnie czas, teraz nie były nawet w naszych myślach, nie mówiąc już o sercach.
  Butler rozmawiała z ojcem przez dłuższy czas zupełnie zapominając o zmartwieniach. Przy rodzicu mogła się odprężyć i zrelaksować. Kiedy mężczyzna włączył film na DVD nie sprzeczała się z nim o jego tytuł. Potrzebowała odskoczni od stresującej uczelni i mnóstwa papierów w pracy. Zatrudniła się w kancelarii adwokackiej aby zdobyć praktyczną wiedzę w swoim przyszłościowym zawodzie. Zrozumiała, że jest późno kiedy słońce znikało za horyzontem. Obiecała Kelsey, swojej koleżance z wydziału, że pojawi się na jej kameralnej imprezie z okazji rozpoczęcia semestru.
  -Cholera, jak już późno - jęknęła nie chcąc wychodzić od taty. - Muszę lecieć.
  Ucałowała go w oba policzki i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Żałowała, że założyła wysokie szpilki, które ją spowalniały. Na szczęście na właściwy przystanek dotarła kilka minut przed autobusem do centrum Atlanty. Obiecała sobie, że następną wypłatę wyda na samochód. Nawet ten gorszej jakości.

~*~
  Maxwell przyglądał się śpiącej Crystal. Tego wieczoru pozwolił jej spać w sypialni, a nie w lochu jak codziennie. Była piękną dziewczyną, kiedy się poznali. Niewiele pozostało z jej dawnej urody, a wszystko przez jego znęcanie się. Blond włosy straciły blask, oczy były bez wyrazu. Karnację miała dużo bledszą niż kiedy ją uwodził. Można było śmiało stwierdzić, że jest wrakiem człowieka. Każdy widząc ją pogryzioną, podrapaną i całą we krwi, rzuciłby się na pomoc. Tego wampira podniecał widok cierpienia i bólu. Był sadystą, socjopatą i wszystkim co dla ludzi było chore i nienormalne. 
  Opuścił pomieszczenie po zaspokojeniu swoich oczu. Crystal zapewniła mu dziś solidny posiłek i miłą zabawę, więc zasłużyła na nagrodę. Przynajmniej on tak to odbierał. Szedł wzdłuż korytarza mijając obrazy zarówno te klasyczne, jak i abstrakcyjne. Nigdy nie mógł zdecydować się, którą sztukę woli. Oprócz tego wisiały też portrety rodzinne oraz ten jeden wyjątkowy, przedstawiający Anabelle. To w jaki sposób urządził swoją rezydencję było odzwierciedleniem jego osoby. Maxwell żył już tak długo, że zdążył poznać większość nurtów, stylów i artystów. W jego ciele kryła się klasyka, ale na co dzień starał się być nowoczesny. 
  Obserwował salon dumny z dorobku, który na przestrzeni lat zdobył. Sięgnął po szklankę i nalał do niej szkocką whiskey. Rozkoszował się ciszą i spokojem, jaki panował w całym domu. Nie żałował tego, że mieszka sam. Bo Crystal uważał za swoją niewolnicę, nikogo więcej. Dzięki umiejętnościom jakie posiadały wampiry mógł w każdej chwili sprowadzić do posiadłości mnóstwo osób i zmusić je do rozmowy z nim. Po tragediach , które wydarzyły się w jego życiu, nie korzystał z tej możliwości. 
  Wziął do ręki zgromadzone notatki i zaczął je przeglądać. Tak trudno było mu odnaleźć brata mimo tego, że wiele dawnych znajomych wampirów oferowało mu swoją pomoc. Można było rzec, że Alexander zaginął. Nie obawiał się, że młodszy brat sobie nie poradzi. Byli wampirami od wieków, ale Maxwell najzwyczajniej potrzebował go obok. Jeszcze raz zaczął czytać poszlaki, które udało mu się zdobyć. Analizował mapę po raz setny z nadzieją, że przyniesie nowe informacje. O ile pogodził się ze śmiercią ukochanej, mimo, że nadal go bolała, to brak brata był zbyt ciężki by dać temu spokój. Był pewny, że Alex żyje ale z niewiadomych mu przyczyn nie odzywał się do starszego.
  Jęknął zrezygnowany wiedząc, że bierne spoglądanie na tą durną mapę niczego nie przyniesie. Ale ileż można podróżować po świecie w poszukiwaniu Alexandra? Może on wcale nie chciał być odnaleziony? 
  Jeszcze jak był obok niego zachowywał się jak nie on. Zupełnie tak, jakby był opętany.

~*~
Urodzinowy rozdział ode mnie :)

12 lipca 2018

Rozdział 1

''Jak mała łódka na oceanie wprawiająca wielkie fale w ruch. Tak jak pojedyncze słowo może otworzyć serce. Mogę mieć tylko jedną zapałkę ale umiem za jej pomocą wywołać wybuch. I te wszystkie rzeczy, których nie wypowiedziałam... Niszczące kule w mojej głowie. Wykrzyczę je głośno dzisiejszej nocy. Czy tym razem słyszysz mój głos? Uruchomiłam moją siłę. Zaczynam właśnie teraz, będę silna. I tak naprawdę nie obchodzi mnie, czy ktoś inny mi uwierzy bo nadal mam w sobie wiele siły do walki...''
~*~
  Promienie wschodzącego słońca zmusiły niewiastę spoczywającą w wygodnym łożu do powstania. Niechętnie przeciągnęła się i ziewnęła z powodu wczesnej pory. Nadszedł dzień powrotu na studia. Mimo, że zdawała sobie sprawę, że czas odpoczynku i beztroskich imprez minął, to szara rzeczywistość zaskoczyła tym, że tak szybko się pojawiła. Madison Butler jako przyszła prawniczka musiała zastosować się do wymogów uczelni. Nie wypadało spóźniać się już w pierwszym dniu po wiosennej przerwie. Sięgnęła po stojącą butelkę z wodą i od razu pożałowała wypitego wina wraz z przyjaciółką. Wiedziała, że czerwony trunek będzie powracał przez cały dzień. W kuchni słychać było dźwięki przygotowywanego śniadania. Dziewczyna w duchu podziękowała współlokatorce, że się tym zajęła. Przejrzała szafę w poszukiwaniu lekkiej bluzki i spodni. Zapowiadała się piękna pogoda. Chłodny strumień prysznica pomógł rozluźnić się blondynce przed zbliżającymi się zajęciami. Mokre włosy zawinęła w ręcznik i udała się na spotkanie z przyjaciółką.
  Holly wyglądała nienagannie, jak zwykle. Żaden alkohol nie był w stanie jej pokonać. Często chodziła na akademickie imprezy w przeciwieństwie do Madison. Ta druga była raczej spokojną duszą, która wieczorami lubiła spacerować wśród gwiazd lub czytać książki okryta kocykiem. Brunetka bez słowa podała jej talerz z sałatką i tostami. Obydwie były wegetariankami, więc o obecności mięsa w ich niewielkim mieszkaniu nie było mowy.
  -Nie wierzę, że wczorajsze wino tak cię kopnęło - zaśmiała się Holly siadając przy stoliku naprzeciwko blondynki. Uwielbiała naśmiewać się ze swojej współlokatorki, ze wzajemnością. To powodowało, że ich przyjaźń była silna. 
  -Ty za to, jak zawsze wyglądasz oszałamiająco - rzuciła z sarkazmem w głosie. Przekomarzanie się było w tym domu czymś normalnym i codziennym. 
  -Brad dzwonił już piąty raz odkąd wstałam. On chyba nie rozumie, że nic z tego nie będzie - jęknęła Wesley zrezygnowanym głosem. Chodzenie na studenckie imprezy kończyło się dla przyszłej ekonomistki tuzinem wielbicieli. 
  Madison wysuszyła swoje długie blond włosy pozwalając by same się ułożyły. Przyzwyczaiła się do tego, że po każdym myciu są w miarę proste. Nałożyła mocny makijaż by dodać sobie odwagi przed pierwszymi zajęciami. Kochała swoje studia, bo idealnie przygotowywały ją do zawodu, ale pojawiał się problem. Jeden z profesorów dał jej do zrozumienia, że aby osiągnąć sukces na zajęciach musi spełnić jego erotyczne zachcianki. Butler była dobrze wychowana i wiedziała, że taka opcja nie wchodzi w grę. Dlatego najwięcej uczyła się na prawo rzymskie, by udowodnić mu, że nie zjawiła się na atlanckiej uczelni przypadkowo. 
  A skoro o niej mowa, to budynek jej wydziału znajdował się w środku miasta. Przez to musiała dojeżdżać piętnaście minut autobusem w towarzystwie starszych ludzi, dzieciaków jadących do szkół i ludzi, którzy jeszcze nie otrząsnęli się po piciu alkoholu poprzedniego wieczoru. Nienawidziła ścisku, który panował przed ósmą ale na szczęście poniedziałek był jedynym dniem, w którym wykłady zaczynała tak wcześnie. Założyła wysokie szpilki by poczuć się odrobinę większą niż w rzeczywistości. Niestety podczas podróży publicznym środkiem lokomocji nie były odpowiednim obuwiem. Znów musiała stać na środku autobusu i trzymać się za rurkę z kasownikiem. Obiecała sobie, że uzbiera na samochód i dni katorgi nareszcie się dla niej skończą. Odetchnęła z ulgą gdy znalazła się na właściwym przystanku. Przyjemny wiaterek bawił się jej włosami jednocześnie zabierając wszystkie zapachy, z którymi przed chwilą miała do czynienia. Przekroczyła starą i zabytkową bramę wydziału i od razu spotkała mnóstwo znajomych twarzy.   
  Koło jednego z filarów stała grupka jej kolegów. Część z nich ubrana była w ładne koszule, a inni postawili na wygodę. Nie rozmawiali o zajęciach i notatkach, bo nie przywiązywali dużej wagi do studiów. Przeszła obok nich rzucając tylko wesołe przywitanie. Na schodach do budynku zawsze siedzieli ci, dla których wykłady były czymś najważniejszym. Madison dziwiła się, że są tacy, którzy nie mieli życia po za nauką. Zajęła miejsce na jedynej wolnej ławce. Do rozpoczęcia zajęć miała jeszcze trochę czasu, na to, aby powtórzyć materiał wymagany przez wspomnianego wcześniej profesora. Powtarzała daty i kolejne wydarzenia jednak nic po tak długiej przerwie nie chciało pozostać w jej głowie. Jęknęła ciężko i zrezygnowała z czynności, która nie przyniosła zamierzonego efektu. Dosiadła się do niej osoba, a uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy przyjemny głos koleżanki z ławki dopadł do uszu dziewczyny. 
  -Jak minęła ci przerwa wiosenna? - Kelsey zawsze była radosna, nawet jeśli oblała zaliczenie. Madison wiele razy zazdrościła jej tego beztroskiego podejścia do spraw. 
  -Wyjechałyśmy na trochę z Holly, potem spędziłam czas z tatą więc było tak, jak pragnęłam. Stęskniłam się za twoim optymizmem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. 
  -Na szczęście czas nauki wrócił i tak szybko cię nie opuszczę - zażartowała.
  Madison wiedziała, że spotkanie ze znienawidzonym profesorem zbliża się nieubłaganie. Najchętniej omijałaby wykłady, które mężczyzna w średnim wieku przeprowadzał. Niestety prawo rzymskie było bardzo potrzebne do zrozumienia zawodu prawnika. To przecież na nim opierało się współczesne prawo i nie tylko to obowiązujące w USA. Mogłaby zgłosić bezczelne zachowanie wykładowcy do dziekanatu, ale wiedziała, że nie przyniosłoby to korzystnego efektu. Zapewne mężczyzna mściłby się za to co zrobiła. Kazałby jej uczyć się trudniejszego materiału, a nawet mógłby nie dopuścić blondynki do egzaminów. Gorszą wersją byłoby, gdyby pomimo jej starań, wystawiłby dziewczynie dwójkę za prawo rzymskie. Z takiej oceny nie zadowolona byłaby i ona, i jej ojciec. Słuchała przez chwilę tego, co ma do powiedzenia koleżanka. Kelsey była prawdziwą gadułą i równie dobrze do końca dnia mogłaby opowiadać co się działo przez przerwę wiosenną. Mimo tego Madison lubiła poznawać ją jeszcze bardziej dzięki temu, co mówiła. Przy niej nie zmuszała się do uśmiechu, bo ten po prostu się pojawiał. 
  Kiedy na jej zegarku wybiła odpowiednia godzina, zebrały się i podążyły w stronę wejścia. Nie chciała po tak udanej przerwie oglądać swojego prześladowcy, lecz te zajęcia były obowiązkowe. Wydział nauk prawnych w środku wyglądał tak samo zabytkowo, jak na zewnątrz. Stare okna i malownicze podłogi wraz z mnóstwem obrazów na ścianach tworzyły coś w rodzaju pałacu, a nie miejsca dla studentów. Do odpowiedniej sali dotarły wówczas, gdy profesor wchodził do środka. Madison poczuła na sobie jego wzrok, lecz nie odezwała się ani słowem. Zdążyła przywyknąć do tego w jaki sposób spoglądał na młode i zgrabne studentki. Ludzie tacy, jak on nie powinni uczyć. Propozycje, które złożył Butler i zapewne kilku innym dziewczynom nie były nawet w ułamku związane z tym czego dotyczył jego zawód. Miał przygotowywać młodych ludzi do roli prawnika, a nie gnębić. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a mężczyzna przywitał studentów kilkoma miłymi słowami. Madison nie wierzyła w to, że jest taki dobry, bo znała go z prawdziwej strony. Zaczął swój wykład i kreślił na tablicy wszelakie tabelki i wykresy. Dziewczyna w połowie wyłączyła się, nie wytrzymując. Nie chciała na niego patrzeć. Od razu przypominała jej się ich dziwna rozmowa sprzed kilku tygodni. Malowała w swoim notatniku niestworzone figury, a może inaczej, dzięki jej pomysłowości powstawały nowe. Westchnęła zrezygnowana zdając sobie sprawę ile jeszcze czasu do końca. Udawało jej się pozostać niezauważoną w tym co robiła. Nikt nie zwracał na nią uwagi, bo wszyscy wsłuchiwali się w to co mówił profesor. Oderwała się od rysowania, gdy na sali zapanowała cisza. Nie wiedziała co było tego powodem, więc podniosła wzrok chcąc zbadać sytuację. Teraz oczy wszystkich umiejscowione były na niej, przez co zrobiła się czerwona. Nie lubiła na zajęciach być w centrum uwagi.
  -Pani Madison, czy odpowie pani na moje pytanie? - echo niosło ciężki głos mężczyzny po całym pomieszczeniu, aż dotarło do zdezorientowanej dziewczyny.

~*~
  Obserwował ją odkąd pierwszy raz się zobaczyli. Sam nie rozumiał dlaczego to październikowe spotkanie nie dało o sobie zapomnieć. Nie potrafił wymazać z głowy widoku jej błękitnych, niebiańskich oczu. Mimo, że rozmawiali tak krótko, wciąż nie pozbierał się po tym. Żył już tak długo i widok pięknych kobiet nie robił na nim wrażenia. Tajemnicza blondynka miała w sobie jednak coś więcej niż urodę. Kilka razy śniła mu się ich rozmowa, a potem dalszy ciąg przypadkowego spotkania. Uważał to za słabość, ale jeszcze nie chciał z tym walczyć. Nie robił nic złego, bo tylko każdego dnia spoglądał z dachu bloku jak wchodzi na teren uczelni. Widział jak rozmawia ze znajomymi i cieszy się życiem. Tego poranka było podobnie, więc uspokoił się. Nie chciał by stała się jej krzywda, choć wiedział, że sam może ją wyrządzić. Dlatego postanowił wymazać to wspomnienie z głowy dziewczyny.
  Spokojnym, choć wampirzym krokiem udał się w kierunku obrzeży Atlanty. To tam, w gęstym lesie znajdowała się jego posiadłość. Sprowadził się do miasta całkiem niedawno i wciąż je poznawał. Znudził mu się stan Wirginia i mrok jaki w nim panował. Pamiętał ile bólu przyniosło mu ostatnie stulecie życia i taka zmiana okazała się potrzebna. Miał klasyczny gust, ale orientował się co było w modzie. Mimo wszystko jego dom i z zewnątrz, i wewnątrz wyglądał elegancko i z klasą. Ogromny kominek był miejscem, na którym goście zawieszali wzrok zaraz po wejściu. Do tego salon z wysokim sufitem, stare meble i skórzane kanapy. Miał telewizor, ale za często z niego nie korzystał. Wampira nudziła głupota jaka panowała wśród ludzi. Zajął miejsce na fotelu przy kominku i uspokajał się oglądając płomienie. Sięgnął po szklankę ze świeżą krwią, którą przygotowała dla niego Crystal. Nie dbał o to, gdzie obecnie znajduje się ten marny człowiek. Nawet gdyby uciekła pod jego nieobecność i tak by ją znalazł. Znali się dość długo, oceniając oczywiście w mierze ludzkiego życia. Maxwell zapragnął mieć ją u siebie jeszcze w Wirginii i szybko osiągnął cel. Wmówił kobiecie, że przy nim osiągnie szczęście, bogactwo, wolność i życie wieczne. Żadna z tych rzeczy do dzisiaj się nie spełniła. Wręcz przeciwnie, brunet wykorzystywał ją na każdym kroku. Była jego workiem z krwią, bił, poniżał, a czasem nawet gwałcił Crystal. Ona przywykła już do swojego marnego losu, a on nie zamierzał nawet w części jej tego ułatwić. Potrzebował rozrywki, ale czuł się także samotny bez miłości i ukochanego brata. Dlatego obecność w domu niewolnicy była niezbędna. Kilka razy przekonywał nowe kobiety do lepszego życia. Kiedy je sprowadzał, Crystal miała wiele dni odpoczynku. Lecz żadna z nich nie przetrwała jego tortur i wszystkie szybko umierały. Wtedy wracał do swojej blondyneczki i rozpoczynał jej koszmar na nowo.
  Gdy dopił czerwoną ciecz i odstawił na półkę szklankę, postanowił poszukać niewolnicy. Miał ochotę ujrzeć jej ból, cierpienie i błaganie o litość. Uwielbiał pokazywać ludziom, że jest silniejszy i może mieć nad nimi władzę. Udał się na górę, a podróż korytarzem umilały mu obrazy zarówno rodziny, jak i dawnej ukochanej. Po jej stracie odeszło także wszelkie człowieczeństwo jakie posiadał. Walczył z bólem, lecz gdy poczuł, że przegrywa, postanowił zmienić się w potwornego krwiopijcę. Crystal siedziała na łóżku w jednej z kilku sypialni jakie oferował dom. Nie przestraszyła się, gdy go ujrzała, bo była świadoma tego, co ją czeka. Podszedł do blondynki i zajął miejsce obok niej. Potrzebował z kimś porozmawiać, a ona była jedyną znaną mu teraz osobą.
  -Obserwuję ją już od dawna i wciąż nie umiem przestać. Jest jak magnes, który zawsze mnie przyciąga, a gdy już spojrzę, to nie mogę oderwać wzroku - odezwał się zachrypniętym głosem.
  -Może się zakochałeś - szepnęła Crystal. Nie wiedziała jak rozmawiać ze swoim panem, by go nie zdenerwować. Kiedy był zły robił zdecydowanie gorsze rzeczy.
  -Jak śmiesz mówić do mnie o uczuciach?! - warknął rozzłoszczony. Nikt nie był w stanie zająć miejsca jego ukochanej Anabelle.
  Chwycił za długie blond włosy powodując, że ofiara schyliła się do jego kolan. Nie dbał, że ją to boli, bo dzięki temu mógł rozładować emocje. Słyszał jej nierównomierny puls i przepływ krwi w żyłach. Poczuł ogromne pragnienie, gdy ujrzał jej szyję. Bez ostrzeżenia, bez słowa, bez kompletnie niczego, wbił się w skórę Crystal. Krzyknęła chociaż wiedziała, że nikt jej nie usłyszy. Maxwell Hells zadbał o to, by już na zawsze żyła w piekle.


~*~
Witajcie!
Jak wrażenia?

6 lipca 2018

Prolog

  Jak każde nieszczęście, ta historia zaczęła się szczęśliwie. Październik niósł za sobą wieczorny chłód, lecz jemu to nie przeszkadzało. Pojawił się w Atlancie stosunkowo niedawno i ciągle poznawał to miasto. Ludzi na dworze z każdą minutą było coraz mniej. Spacerował, a gwiazdy nad jego głową delikatnie oświetlały ulice. W oddali usłyszał śmiechy nastolatków, lecz dzisiaj nie był chętny na zabijanie. Przyszedł moment, w którym wspominał największą miłość. Pragnął, by była obok, by trzymała jego agresję na smyczy. Wiedział, że to niemożliwe, bo umarła dawno temu. Usiadł na krawężniku pozwalając sobie na stan melancholii. Nie miał nikogo tylko dlatego, że wybrał życie w samotności. W każdej chwili mógł wrócić do domu i znów wykorzystać swoją niewolnicę. Lecz nie tego pragnął.
  -Coś się stało? - usłyszał za plecami cichy, wręcz anielski głos. 
  Kiedy nie odpowiedział, kobieta zajęła miejsce obok. Nie była świadoma istoty, do której się dosiadła. Wydawało jej się, że to zwykły mężczyzna, który potrzebuje z kimś porozmawiać. Nie pierwszy raz udzielała pomocy zupełnie obcym ludziom. 
  Spojrzał na nią i dostrzegł jej piękno. Nie była zwyczajną ładną buźką. W tej urodzie kryło się coś więcej, a uśmiech, który przybrała na twarzy, promieniał nawet o tej porze.
  -Pragniesz zmiany w swoim życiu i szukasz krzty niebezpieczeństwa, czyż nie? - zapytał analizując jej umysł.
  -Skąd o tym wiesz? Czytasz mi w myślach? - zaśmiała się słodko. - Jesteś naprawdę uroczym mężczyzną. 
  Wstał, więc i ona to zrobiła. Teraz mógł bez wstydu patrzeć na nią. Nie była jak jego dawna miłość. Potrzebował odmienności, ale tym razem nie mógł wykorzystać pięknej blondynki.
  -Zapomnij o tym, co ci powiedziałem i, że zatrzymałaś się przy mnie. Wróć do domu i żyj tak, aby spełnić pragnienia, które odczuwasz.
  Wtedy wymazał jej wspomnienie ich pierwszego spotkania. Młoda kobieta nie była świadoma, że on do tej pory ją obserwuje, bo sam nie potrafił o niej zapomnieć.

~*~ 
Witam kochani, kochane! 
Czas na powrót do przeszłości. Zdaję sobie sprawę, że to nie czasy kiedy ff były modne ale cóż, warto spróbować. Kiedyś kochałam pisać i nadal kocham. Stąd to wszystko. 
Jak podoba się prolog? 
Już wkrótce rozwinięcie całej historii 
Bye