''Zaśpiewam
to dla Ciebie ostatni raz. Potem naprawdę musimy iść. Jesteś jedyną
właściwą rzeczą we wszystkim co robiłam. Ledwo mogę na Ciebie patrzeć
ale za każdym razem kiedy to robię wiem,że damy sobie radę wszędzie.
Byle nie tu. Zapłoń,zapłoń. Jeśli masz wybór, nawet jeśli nie możesz
usłyszeć mojego głosu. Zawsze jestem przy Tobie kochanie. Na myśl, że
mogłabym nie zobaczyć tych oczu ledwie powstrzymuję łzy. Kiedy mówimy
sobie długie pożegnania... prawie płaczę...''
~*~
Nie trudno było się domyślić, że Madison nie znała odpowiedzi na
pytanie zadane przez profesora. Wszyscy obecni na sali wpatrywali się w
nią oczekując, że coś powie. Mężczyzna na każdym kroku mścił się na
dziewczynie za odrzucenie jego zalotów. Milczała licząc na to, że zapyta
kogoś innego. Powinna go słuchać i notować najważniejsze informacje.
Trudno jej było przebywać w tym samym pomieszczeniu co obleśny
prześladowca. Patrzył na blondynkę tak długo, aż się nie znudził. Nawet
gdyby chciała odpowiedzieć, nie usłyszała pytania. Pierwszy dzień na
uczelni nie zapowiadał się dobrze. Mężczyzna rzucił karcącą uwagę w
stronę studentki po czym powrócił do wykładu. Niektórzy jeszcze przez
jakiś czas na nią zerkali. Nienawidziła wścibstwa, a za coś takiego
uważała zachowanie kolegów z zajęć. Odetchnęła z ulgą, gdy czas
poświęcony na wykład się zakończył.
-Panno Butler, można na chwilę prosić? - odezwał się profesor, gdy była
już gotowa do opuszczenia pomieszczenia. W głowie przewijała jej się
wiązanka przekleństw. Nie znosiła zostawać z tym człowiekiem sam na sam.
-Przepraszam, że byłam dzisiaj myślami poza wykładami - okazała skruchę
mimo tego, że nie chciała. Nie żałowała tego, co się stało.
-Przypominam, że przerwa wiosenna dobiegła końca i czas wrócić do
normalnego świata. Nie wiem co pani robiła podczas tych krótkich
wakacji, ale to nie może się powtórzyć. Inaczej szybko oblejesz,
Madison.
Oburzyła się słysząc jak wymawia jej imię. Nie miał prawa zwracać się
do studentki jak do koleżanki. Ona była uczennicą, a on nauczycielem i
te proporcje powinny zostać zachowane.
-Nie pamiętam byśmy zwracali się do siebie po imieniu. Moje życie
prywatne nie powinno interesować profesora. Proszę nie dzielić się ze
mną swoimi spekulacjami, bo doskonale pan wie, że przykładam się do
nauki - ruszyła w stronę wyjścia chcąc jak najszybciej poczuć świeże
powietrze. - Do widzenia - rzuciła jeszcze na odchodne.
Rzeczywiście kilka minut na dworze pomogło Madison się uspokoić.
Starała się nie myśleć o nieprzyjemnej rozmowie z mężczyzną. Wiedziała,
że takowe czekają ją aż do zakończenia roku studiów. Żadne inne zajęcia nie
upłynęły dziewczynie w tak ponurej atmosferze. Uważnie notowała na
prawie cywilnym, a aktywna była na administracyjnym. Największy problem
od dawna stanowił profesor od prawa rzymskiego. Z upragnieniem wyszła z
budynku wydziału. Słońce świeciło w całej okazałości. Był naprawdę
piękny dzień i wszyscy chętnie przebywali na świeżym powietrzu. Madison
wsiadła do autobusu, który miał zawieźć ją na osiedle Sun Station.
To właśnie tam mieszkał jej ojciec czyli najważniejsza osoba w życiu
blondynki. Pan Butler poświęcał córce mnóstwo czasu zarówno jak była
mała, także teraz. Łączyła ich ogromna więź. Mężczyzna potrafił
zrozumieć ją i wesprzeć w każdej sprawie.
Stała wpatrując się w budynek, do którego dawniej niechętnie wracała.
Gdyby nie fakt, że tata postanowił pozostać w domu, nigdy nie
przekroczyłaby jego progu. Nie miała dzieciństwa usłanego różami jak
większość znajomych. Jej matka wręcz nienawidziła swojej córki. Na każdym kroku uświadamiała małej Madison, że urodzenie jej
było błędem. Wyobraźcie sobie co mogła czuć niewinna i nieświadoma
niczego dziewczynka. Kochała matkę, bo nie rozumiała, że tak bliska
osoba może być potworem. Kiedy na nią krzyczała, popychała i wyzywała od
nieudaczników, blondyneczka tłumaczyła to sobie, że mamusia jest
zdenerwowana przez pracę. Niestety nigdy tak nie było. To właśnie ojciec
był zmuszony by ofiarować swojej córce podwójną miłość. Kochał jak tata
oraz był opiekuńczy jak mama. Nigdy nie narzekał, że przejął rolę żony.
Wiedział, że kobieta nie nadawała się do posiadania dzieci. Rozwiódł
się z nią gdy popchnęła Madison tak mocno, że trafiła do szpitala ze
wstrząsem mózgu i kilkoma siniakami. Ojciec i córka przestali się
interesować losem kobiety, a ona zerwała z nimi wszelkie kontakty. Do
tej pory nie wiedzieli gdzie mieszka, jak jej się powodzi i czy w ogóle
żyje.
Gdy przekroczyła próg rodzinnego domu uderzył w nią zapach pieczonego
ciasta. Tata odkąd pamiętała musiał także gotować. Po kilku spalonych
posiłkach nabrał wprawy, a teraz jego dania były z najwyższej półki.
Uśmiechnęła się dostrzegając go w fartuszku. Był taki szczęśliwy mimo
tego, że mieszkał sam. Madison nie zastanawiała się czy ojciec rozgląda
się za kobietami, ale szczerze życzyła mu by znalazł kogoś lepszego niż
poprzednia żona.
-Tato, jesteś genialny. Upiekłeś mój ulubiony sernik - zaśmiała się czując radość ze zwykłego spotkania z opiekunem.
Odwiedzała go kilka razy w tygodniu. Nie chciała by pomyślał, że jest
taka jak matka. Starała się odwdzięczyć ojcu za to, że przez całe życie
grał rolę obojga rodziców. Wiedziała, że czas nie stoi w miejscu i za
kilkanaście lat będzie zobowiązana zająć się nim, gdy wiek nie pozwoli
mu na wykonywanie niektórych czynności.
-Jak minął pierwszy dzień na uczelni po dwutygodniowej przerwie? - zapytał siadając naprzeciwko niej.
Nie powiedziała mu o sprawie z profesorem. Wiedziała, że wpadnie w szał
słysząc jak stary facet składał jej nieetyczne propozycje. Jako jedyna
córka była oczkiem w głowie rodzica. Madison chciała poradzić sobie z
całą sytuacją sama. W końcu nadchodził czas, w którym będzie musiała być
w pełni samodzielna.
-Ciężko było się przestawić, ale jestem w miejscu, w którym chcę być - wyjaśniła odbierając od mężczyzny kubek.
Wystarczyło spotkanie z tatą przy herbacie i ciastku, aby negatywne
myśli odpłynęły. Była wdzięczna, że zawsze może zjawić się w rodzinnym
domu i pan Butler przyjmie ją z otwartymi ramionami. To pocieszające
mieć w życiu kogoś, do kogo można się udać bez względu na porę dnia.
-Chyba nie umawiasz się z żadnym chłopcem? Powiedziałabyś mi, prawda? -
typowy syndrom opiekuńczości jej ojca. Martwił się o córeczkę i często
nie dopuszczał do siebie myśli, że jest dorosła.
-Oczywiście, tato. Zapoznam cię z nim kiedy oczywiście się pojawi.
Nie miała problemu w kontaktach z płcią przeciwną. Wręcz przeciwnie, bo
w liceum chłopcy chętnie zapraszali ją na randki. Nie mogła się
odpędzić od zalotów przystojniaków z sąsiedztwa. Niestety żadna z tych
znajomości nie okazała się tą trwałą. Kilku z nich studiowało na tej
samej uczelni, a nawet wydziale co Madison. Kontakt z dawnymi
adoratorami ograniczał się do powitań i pożegnań. Bo w życiu tak zawsze
jest, że osoby, z którymi kiedyś spędzaliśmy chętnie czas, teraz nie
były nawet w naszych myślach, nie mówiąc już o sercach.
Butler
rozmawiała z ojcem przez dłuższy czas zupełnie zapominając o
zmartwieniach. Przy rodzicu mogła się odprężyć i zrelaksować. Kiedy
mężczyzna włączył film na DVD nie sprzeczała się z nim o jego tytuł.
Potrzebowała odskoczni od stresującej uczelni i mnóstwa papierów w
pracy. Zatrudniła się w kancelarii adwokackiej aby zdobyć praktyczną
wiedzę w swoim przyszłościowym zawodzie. Zrozumiała, że jest późno kiedy
słońce znikało za horyzontem. Obiecała Kelsey, swojej koleżance z
wydziału, że pojawi się na jej kameralnej imprezie z okazji rozpoczęcia semestru.
-Cholera, jak już późno - jęknęła nie chcąc wychodzić od taty. - Muszę lecieć.
Ucałowała go w oba policzki i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
Żałowała, że założyła wysokie szpilki, które ją spowalniały. Na
szczęście na właściwy przystanek dotarła kilka minut przed autobusem do
centrum Atlanty. Obiecała sobie, że następną wypłatę wyda na samochód. Nawet ten gorszej jakości.
~*~
Maxwell przyglądał się śpiącej Crystal. Tego wieczoru pozwolił jej spać
w sypialni, a nie w lochu jak codziennie. Była piękną dziewczyną, kiedy
się poznali. Niewiele pozostało z jej dawnej urody, a wszystko przez
jego znęcanie się. Blond włosy straciły blask, oczy były bez
wyrazu. Karnację miała dużo bledszą niż kiedy ją uwodził. Można było
śmiało stwierdzić, że jest wrakiem człowieka. Każdy widząc ją
pogryzioną, podrapaną i całą we krwi, rzuciłby się na pomoc. Tego
wampira podniecał widok cierpienia i bólu. Był sadystą, socjopatą i
wszystkim co dla ludzi było chore i nienormalne.
Opuścił pomieszczenie po zaspokojeniu swoich oczu. Crystal zapewniła mu
dziś solidny posiłek i miłą zabawę, więc zasłużyła na nagrodę.
Przynajmniej on tak to odbierał. Szedł wzdłuż korytarza mijając obrazy
zarówno te klasyczne, jak i abstrakcyjne. Nigdy nie mógł zdecydować się,
którą sztukę woli. Oprócz tego wisiały też portrety rodzinne oraz ten jeden wyjątkowy, przedstawiający Anabelle. To w jaki sposób urządził swoją rezydencję było
odzwierciedleniem jego osoby. Maxwell żył już tak długo, że zdążył
poznać większość nurtów, stylów i artystów. W jego ciele kryła się klasyka, ale na co dzień
starał się być nowoczesny.
Obserwował salon dumny z dorobku, który na przestrzeni lat zdobył.
Sięgnął po szklankę i nalał do niej szkocką whiskey. Rozkoszował się
ciszą i spokojem, jaki panował w całym domu. Nie żałował tego, że mieszka
sam. Bo Crystal uważał za swoją niewolnicę, nikogo więcej. Dzięki
umiejętnościom jakie posiadały wampiry mógł w każdej chwili sprowadzić
do posiadłości mnóstwo osób i zmusić je do rozmowy z nim. Po tragediach ,
które wydarzyły się w jego życiu, nie korzystał z tej możliwości.
Wziął do ręki zgromadzone notatki i zaczął je przeglądać. Tak trudno
było mu odnaleźć brata mimo tego, że wiele dawnych znajomych wampirów oferowało mu swoją
pomoc. Można było rzec, że Alexander zaginął. Nie obawiał się, że
młodszy brat sobie nie poradzi. Byli wampirami od wieków, ale Maxwell
najzwyczajniej potrzebował go obok. Jeszcze raz zaczął czytać poszlaki,
które udało mu się zdobyć. Analizował mapę po raz setny z nadzieją, że
przyniesie nowe informacje. O ile pogodził się ze śmiercią ukochanej,
mimo, że nadal go bolała, to brak brata był zbyt ciężki by dać temu
spokój. Był pewny, że Alex żyje ale z niewiadomych mu przyczyn nie
odzywał się do starszego.
Jęknął zrezygnowany wiedząc, że bierne spoglądanie na tą durną mapę niczego nie przyniesie. Ale ileż można podróżować po świecie w poszukiwaniu Alexandra? Może on wcale nie chciał być odnaleziony?
A co jeżeli Crystal to ta mama Madison i dlatego jako jedyna ze wszystkich niewolnic pozostała przy życiu bo czuje że musi odkupić swoje winy i....
OdpowiedzUsuńWybacz, ale wierzę że główni bohaterowie muszą być w jakiś dziwny poplątany sposób połączeni. A może jej tata to tak naprawdę ten Alexander, ale wtedy nie mógł by się zestarzeć...
Chociaż jeśli dobrze to ukrywa...STOP!
Koniec dziwnych, wymyślnych teorii. Ta historia, świetnie pisana tak swoją drogą, zasługuje na własne rozwinięcie tego wszystkiego :)
A tak przy okazji..WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN <3
Dużo zdrowia, szczęścia, pomarańczy niech ci chłopak nago tańczy!
Miłego dnia/wieczoru/nocy zależy kiedy to czytasz :)
See you soon!
Widzę, że nie próżnujesz z pisaniem opowiadania i rozdziały pojawiają się bardzo regularnie. Cieszy mnie widok ludzi czerpiących radość ze swojej pasji :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak się nie myliłam i doczekam się kontynuacji wątku z tajemniczym profesorem wykładającym prawo rzymskie. Przyznam szczerze, iż jego postać od razu mnie zaintrygowała. Po samych wypowiedziach daje nam odczuć, że nie jest osobą, która łatwo odpuszcza.
Jednakże co kompletnie mnie zaskoczyło w tym rozdziale, to wątek rodziców głównej bohaterki. W życiu nie spodziewałabym się, że właśnie tak wygląda jej przeszłość i relacje z rodzicami. Może opowiadanie zaskoczy mnie jeszcze bardziej, gdy matka Madison pojawi się niespodziewanie w jej życiu? Jest to na tyle obszerny i warty rozwinięcia temat, że już pozwalam sobie na rozmaite spekulacje. Cieszy mnie również pojawienie się w opowiadaniu kolejnej pozytywnej postaci, jaką jest oczywiście ojciec głównej bohaterki. Kontrastuje to z mrocznym klimatem, który co rozdział serwują nam akapity pisane z perspektywy życia Maxwella. Swoją drogą ciekawe jakie są prawdziwe intencje jego brata. Czy ukrywa się przed nim z premedytacją? A może to, że ich ścieżki stale się rozchodzą jest tylko dziełem przypadku?
Czekam na ciąg dalszy!
-K.