''Zapłać te pieniądze, udawaj tę marionetkę, spraw, by bolał mnie brzuch. Nie mogąc się zdecydować, cały ten czas zapłać za herę, kochanie, twoja twarz tak promienna, czyż to nie zabawne? Wszyscy moi przyjaciele zawsze mnie okłamują, wiem, że myślą... Jesteś zbyt podły, nie lubię cię.. Zresztą, pierdol się. Sprawiasz, że chcę krzyczeć ile sił mam w płucach. To boli, ale nie będę z tobą walczył i tak jesteś do niczego. Przez ciebie chciałbym umrzeć, akurat kiedy... Kiedy się budzę, boję się, że ktoś inny może zająć moje miejsce...''
~*~
Znalezienie właściwego adresu zajęło Madison kilkanaście dobrych minut. Błądziła między starymi blokami, a w pobliżu nie było żadnej żywej duszy, którą mogłaby zapytać o mieszkanie koleżanki. Słońce zaczynało zachodzić i dodawało mrocznego uroku ulicy i budynkom. Odetchnęła z ulgą, gdy nareszcie trafiła na właściwy adres. Przebywanie w tak bolesnej ciszy, jaka miała miejsce pomiędzy blokami, nie było niczym przyjemnym. Już na klatce schodowej słychać było muzykę i krzyki imprezowiczów. Zimno i brud nie zachęcały do pozostania w tym miejscu dłużej, niż było to przewidziane. Dziewczyna obiecała sobie, że wróci wcześnie do domu. Nie miała ochoty na upijanie się do nieprzytomności, tym bardziej, że był początek tygodnia. Zadzwoniła do drzwi nie oczekując, że ktoś prędko je otworzy. Niemożliwe było usłyszenie dzwonka, gdy muzyka grała tak głośno. A jednak, już po kilkunastu sekundach Kelsey wpuściła swoją koleżankę do środka. Mieszkanie zbytnio nie różniło się wyglądem od tego, co zastała na zewnątrz. Było urządzone w starym stylu, ale niepodważalnie potrzebowało remontu i świeżości. W każdym pomieszczeniu było mnóstwo ludzi. Niektórzy okazali się już mocno wstawieni. Przecisnęła się przez tłum zajmujący przedpokój i w kuchni natknęła się na swoją najlepszą przyjaciółkę. Jej widok oczywiście zaskoczył Madison.
-Holly, co tutaj robisz? - zapytała przekrzykując muzykę.
Dziewczyna stała oparta o blat, a w ręce trzymała kubek z alkoholem. Blondynka coraz częściej myślała, że jej współlokatorka może mieć problem z trunkami. Piła prawie codziennie podczas ich wiosennej przerwy, a semestr trwał zaledwie jeden poranek. Nie mogła zrzucić, że to przez stres na uczelni.
-Miałam przegapić taką huczną imprezkę? - odpowiedziała nieco zmienionym już głosem.
-Jest dopiero poniedziałek, a to miała być kameralna impreza - rzuciła Madison z wyczuwalnym oburzeniem.
Nie usłyszała tłumaczenia przyjaciółki. Do kuchni wpadł rozwrzeszczany tłum pijanych studentów. Krzyczeli jak bardzo nienawidzą swoich wydziałów. To pomogło ocenić dziewczynie, że ma do czynienia z niedojrzałymi ludźmi. Ruszyła w stronę salonu poszukując wolnego miejsca. Żałowała, że się zjawiła, ale teraz nie mogła zostawić Holly samej. Doskonale wiedziała, że przeżywa kolejną kłótnię z chłopakiem albo może eks chłopakiem. Uciekanie w nałogi nikogo jeszcze nie doprowadziło do porządku, wręcz przeciwnie. Przez chwilę miała w głowie pomysł, by zadzwonić do Adama - ukochanego brunetki. Rozstali się w połowie przerwy wiosennej, ale oczywistym było to, że do siebie wrócą. Być może ten czas w końcu nadszedł. Męczyło ją oglądanie przyjaciółki w takim stanie, tak samo, jak słuchanie o imprezowych wielbicielach jakim był Brad.
Naprawdę rozkoszowała się samotnością. Myślała o jutrzejszym powrocie do pracy i o zupełnie przyziemnych sprawach. Do czasu aż na fotel obok nie dosiadł się nieznajomy chłopak. Trudno było określić czy także jest studentem. Miał na sobie okulary, ale raczej tylko po to, by być fajnym. Cale przedramię pokrywały tatuaże, ubrany też był w swoim stylu. Nie wzbudził on zainteresowania w Madison, ale została wychowana w sposób, który mówił, że należy być miłym.
-Dobrze się bawisz?
Piskliwy głos zupełnie nie pasował do wyglądu chłopaka. Musiała się powstrzymać, by nie zaśmiać mu się prosto w twarz. Ludzie po dwudziestym roku życia robili się coraz dziwniejsi.
-Impreza jest w porządku - mruknęła, lecz gdyby sama usłyszała te słowa, na pewno by nie uwierzyła.
-Przyniosę ci drinka, może staniesz się bardziej rozmowna.
Wywróciła oczami, gdy tylko zniknął w tłumie. Okazał się kolejnym facetem, który na domówce szuka łatwej panienki. Tacy ludzie tylko zniechęcają do pojawiania się na imprezach. Mimo, że miejsce, które zajmowała było wygodne, postanowiła sprawdzić co z Holly.
Wpadła do pomieszczenia, a jej przyjaciółka siedziała już na blacie, trzymając między nogami kubek z drinkiem. Była naprawdę bardzo ładna, miła i mądra. Madi nie rozumiała dlaczego na siłę zgrywała niegrzeczną i władczą panienkę. Nikt ani nic nie miał prawa wpłynąć na twoje zachowanie, a już w szczególności chłopak.
-Holly, wydaje mi się, że powinnaś wrócić do domu. Ja nie czuję się za dobrze a ty dopiero możesz poczuć się niedobrze - odezwała się, zbliżając do brunetki.
-Jezu Madi, przestań być taka sztywna. Zabaw się, napij się i od razu ci się polepszy - rzuciła ostro będąc już pod wpływem silnego alkoholu.
Blondynka nie odpowiedziała, tylko wyszła wściekła z kuchni. Kochała przyjaciółkę ale ta potrafiła być naprawdę nieznośna. Złapała za swoją torebkę, którą na nieszczęście zostawiła w salonie i wyszła trzaskając drzwiami. Koniecznie musiała sprawdzić czy nic jej nie zniknęło. Ta imprezka wymykała się Kelsey spod kontroli. Nie zamierzała zostawić Holly na pastwę pijanych studencików. Po prostu chciała się przewietrzyć, pozbyć się z nozdrzy zapachu spoconych ludzi i taniej wódki.
Cała okolica nie budziła uśmiechu na ustach. Za wyjątkiem wspomnianych ''strasznych'' bloków, dziewczyna słyszała krzyki pijaków i trzaskanie butelek. Cała ta atmosfera przyprawiała o ciarki na ciele. Madison obiecała sobie, że nigdy więcej nie pojawi się tutaj po zmroku. Może wcale się tu nie pojawi.
Szła powoli, właściwie włócząc nogami. Była zmęczona, wciąż jej głowę obciążało wczorajsze wino a w myślach pojawiał się ten obleśny facet. Naprawdę dużo by dała, aby znaleźć się teraz w domu, w ciepłym łóżku. Chciała po prostu zasnąć i wstać jutro gotowa na nowe wyzwania w pracy jak i na uczelni. Niestety, błądziła wśród uliczek w zupełnie obcej dzielnicy Atlanty, było ciemno i dość chłodno a ona na dodatek miała na sobie tylko cieniutką bluzkę. Gorszą opcją było tylko zawrócenie i ponowne udanie się na imprezę.
-Po moim trupie - jęknęła.
-Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - usłyszała za sobą.
O tak, zdecydowanie najgorszą opcją była rozmowa z nieznajomym.
-Holly, co tutaj robisz? - zapytała przekrzykując muzykę.
Dziewczyna stała oparta o blat, a w ręce trzymała kubek z alkoholem. Blondynka coraz częściej myślała, że jej współlokatorka może mieć problem z trunkami. Piła prawie codziennie podczas ich wiosennej przerwy, a semestr trwał zaledwie jeden poranek. Nie mogła zrzucić, że to przez stres na uczelni.
-Miałam przegapić taką huczną imprezkę? - odpowiedziała nieco zmienionym już głosem.
-Jest dopiero poniedziałek, a to miała być kameralna impreza - rzuciła Madison z wyczuwalnym oburzeniem.
Nie usłyszała tłumaczenia przyjaciółki. Do kuchni wpadł rozwrzeszczany tłum pijanych studentów. Krzyczeli jak bardzo nienawidzą swoich wydziałów. To pomogło ocenić dziewczynie, że ma do czynienia z niedojrzałymi ludźmi. Ruszyła w stronę salonu poszukując wolnego miejsca. Żałowała, że się zjawiła, ale teraz nie mogła zostawić Holly samej. Doskonale wiedziała, że przeżywa kolejną kłótnię z chłopakiem albo może eks chłopakiem. Uciekanie w nałogi nikogo jeszcze nie doprowadziło do porządku, wręcz przeciwnie. Przez chwilę miała w głowie pomysł, by zadzwonić do Adama - ukochanego brunetki. Rozstali się w połowie przerwy wiosennej, ale oczywistym było to, że do siebie wrócą. Być może ten czas w końcu nadszedł. Męczyło ją oglądanie przyjaciółki w takim stanie, tak samo, jak słuchanie o imprezowych wielbicielach jakim był Brad.
Naprawdę rozkoszowała się samotnością. Myślała o jutrzejszym powrocie do pracy i o zupełnie przyziemnych sprawach. Do czasu aż na fotel obok nie dosiadł się nieznajomy chłopak. Trudno było określić czy także jest studentem. Miał na sobie okulary, ale raczej tylko po to, by być fajnym. Cale przedramię pokrywały tatuaże, ubrany też był w swoim stylu. Nie wzbudził on zainteresowania w Madison, ale została wychowana w sposób, który mówił, że należy być miłym.
-Dobrze się bawisz?
Piskliwy głos zupełnie nie pasował do wyglądu chłopaka. Musiała się powstrzymać, by nie zaśmiać mu się prosto w twarz. Ludzie po dwudziestym roku życia robili się coraz dziwniejsi.
-Impreza jest w porządku - mruknęła, lecz gdyby sama usłyszała te słowa, na pewno by nie uwierzyła.
-Przyniosę ci drinka, może staniesz się bardziej rozmowna.
Wywróciła oczami, gdy tylko zniknął w tłumie. Okazał się kolejnym facetem, który na domówce szuka łatwej panienki. Tacy ludzie tylko zniechęcają do pojawiania się na imprezach. Mimo, że miejsce, które zajmowała było wygodne, postanowiła sprawdzić co z Holly.
Wpadła do pomieszczenia, a jej przyjaciółka siedziała już na blacie, trzymając między nogami kubek z drinkiem. Była naprawdę bardzo ładna, miła i mądra. Madi nie rozumiała dlaczego na siłę zgrywała niegrzeczną i władczą panienkę. Nikt ani nic nie miał prawa wpłynąć na twoje zachowanie, a już w szczególności chłopak.
-Holly, wydaje mi się, że powinnaś wrócić do domu. Ja nie czuję się za dobrze a ty dopiero możesz poczuć się niedobrze - odezwała się, zbliżając do brunetki.
-Jezu Madi, przestań być taka sztywna. Zabaw się, napij się i od razu ci się polepszy - rzuciła ostro będąc już pod wpływem silnego alkoholu.
Blondynka nie odpowiedziała, tylko wyszła wściekła z kuchni. Kochała przyjaciółkę ale ta potrafiła być naprawdę nieznośna. Złapała za swoją torebkę, którą na nieszczęście zostawiła w salonie i wyszła trzaskając drzwiami. Koniecznie musiała sprawdzić czy nic jej nie zniknęło. Ta imprezka wymykała się Kelsey spod kontroli. Nie zamierzała zostawić Holly na pastwę pijanych studencików. Po prostu chciała się przewietrzyć, pozbyć się z nozdrzy zapachu spoconych ludzi i taniej wódki.
Cała okolica nie budziła uśmiechu na ustach. Za wyjątkiem wspomnianych ''strasznych'' bloków, dziewczyna słyszała krzyki pijaków i trzaskanie butelek. Cała ta atmosfera przyprawiała o ciarki na ciele. Madison obiecała sobie, że nigdy więcej nie pojawi się tutaj po zmroku. Może wcale się tu nie pojawi.
Szła powoli, właściwie włócząc nogami. Była zmęczona, wciąż jej głowę obciążało wczorajsze wino a w myślach pojawiał się ten obleśny facet. Naprawdę dużo by dała, aby znaleźć się teraz w domu, w ciepłym łóżku. Chciała po prostu zasnąć i wstać jutro gotowa na nowe wyzwania w pracy jak i na uczelni. Niestety, błądziła wśród uliczek w zupełnie obcej dzielnicy Atlanty, było ciemno i dość chłodno a ona na dodatek miała na sobie tylko cieniutką bluzkę. Gorszą opcją było tylko zawrócenie i ponowne udanie się na imprezę.
-Po moim trupie - jęknęła.
-Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - usłyszała za sobą.
O tak, zdecydowanie najgorszą opcją była rozmowa z nieznajomym.
~*~
Maxwell rzucił w kąt wszystkie swoje notatki. Cała sprawa zaczynała go powoli wykańczać. Nie wiedział jak skontaktować się z bratem i to było cholernie irytujące. Próbował sobie przypomnieć ostatnie spotkanie z Alexandrem. Sięgnął po szklankę z bursztynowym płynem i szybko wypił całą jej zawartość. Zastanowił się głęboko.
Sound Lake, Wirginia, 1913 rok
Max uniósł głowę znad ciała kobiety wcześniej spełniając swoje pragnienie. Zdecydowanie nie istniało nic lepszego niż krew prosto z żyły. A krew z żyły pięknej, przerażonej damy, była wręcz nieziemska. Istoty takie jak on napawały się nie tylko czerwoną cieczą ale i samym strachem ofiary.
Spojrzał na młodszego brata, który robił dokładnie to co Max. Różnica była taka, że on wybrał blondynkę. Cóż, jak zwykle. Może krew istoty o śniadej karnacji, jasnych włosach i wręcz błękitnych oczach była smaczniejsza niż ''jego'' czarnulki. Nie dbał jednak o to. Równie dobrze mógłby się pożywić jakimś gburowatym żołnierzykiem szykującym się na wojnę. TO NIE MIAŁO ZNACZENIA. TYLKO KREW, TYLKO STRACH, TYLKO KRZYK OFIARY, TYLKO BÓL, KTÓRY ZADAWAŁ.
-Czemu, bracie, tak mi się przyglądasz? - zapytał młodszy.
-Minęło tyle wieków a nadal tworzymy niezły duet - zaśmiał się starszy.
-Nie wydaje ci się, że może czas odpocząć od siebie? Chociaż na pięćdziesiąt lat?
Teraz kroczyli obok siebie porzucając wcześniejsze zdobycze. Ten, kto znajdzie kobiety w lesie, pomyśli, że zaatakowało je dzikie zwierzę.
I miał po części rację. Tym były wampiry. Krwiożerczymi potworami przypominającymi zwierzęta.
-Sądzę, że pięćdziesiąt lat bym bez ciebie wytrzymał, nie więcej.
Gdyby Max wiedział, że to pożegnanie, na pewno zachowałby się inaczej. Minęło więcej niż pięćdziesiąt lat, więcej niż sto. Był wściekły na siebie, że pozwolił bratu zniknąć. Był wściekły na Alexandra, że go opuścił. Był wściekły na Crystal, że jeszcze kurwa oddycha. Był wściekły na cały otaczający go świat. Dlatego w wampirzym tempie wybiegł z domu i pognał przed siebie.
Z boku wyglądało to tak, jakby uciekał. Właściwie uciekał, ale nie przed czymś czy kimś. Uciekał przed wspomnieniami.
Niedługo zajęło mu znalezienie się przed blokiem, w którym mieszkała ta urocza blondynka. Od razu jednak, dzięki swojemu niesamowitemu słuchowi, odkrył, że nie było jej w domu. Spojrzał na zegarek. Było grubo po dwudziestej drugiej.
-Gdzie jesteś, kotku? - szepnął podejmując wyzwanie. Był tak bardzo zły a jednocześnie podłamany, że odnalezienie dziewczyny obrał jako główny cel dzisiejszej nocy.
Biegł po prostu przed siebie cały czas o niej myśląc. Blondynka odganiała wszystkie negatywne uczucia. Wytężył swój niezawodny słuch, aż w końcu dotarł w nieznaną sobie dzielnicę. Nie wyglądała zachęcająco, ale przecież wampir nie bał się nikogo i niczego. Usłyszał krzyki dochodzące z jednego z mieszkań. Od razu domyślił się, że trwa tam impreza. Ludzie byli tacy głupi. Liczyły się dla nich tylko szczeniackie zabawy, przypadkowe znajomości i seks po pijaku. Max widział, że cały świat się stacza. Jeszcze sto lat temu było to nie do pomyślenia.
Ujrzał ją.
Szła stukając obcasami o chodnik. W ręce trzymała torebkę. Wyczuł, że jest wściekła, że nie chciała tu być a mimo to chodziła bez większego celu. Podszedł bliżej, tylko po to by przyjrzeć się pięknej nieznajomej. Wtedy ponownie, tak jak w październiku, usłyszał jej anielski głos.
-Po moim trupie.
-Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - rzucił, nie zastanawiając się nad tym, że wcześniej chciał zachować anonimowość.
Blondynka odwróciła się, słysząc jego słowa. Od razu wyczuł jej strach. Nic dziwnego, gdyby był kobietą i to jeszcze śmiertelną, też obawiałby się tajemniczego mężczyzny.
-Znamy się? - zapytała niepewnie, nawet się nie poruszyła.
Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie ich krótkiego spotkania.
-Na pewno pamiętałbym taką piękną dziewczynę.
Bała się coraz bardziej i on znów to czuł. Od razu odgadł jej myśli. Nie, nie zamierzał jej zabić, ani zgwałcić. Przynajmniej na razie.
-Daj mi spokój człowieku. Jestem wystarczająco zdenerwowana - warknęła.
Podszedł do niej i złapał za jej podbródek. Teraz wpatrywał się w jej oczy, piękne jak... Jak tęczówki Anabelle. Miały w sobie głębie, tak jakby nie pozwalały od razu odgadnąć dziewczyny.
-Nie rozumiem po co te nerwy - odezwał się cicho - Nic ci nie zrobię.
-Puść mnie, muszę zabrać przyjaciółkę z imprezy - tłumaczyła mu się, zupełnie tak jakby miała taki obowiązek.
Max chciał ją poznać. Każdą cząstkę jej ciała, jej życia. Dosłownie wszystko.
-Nie będę cię dłużej zatrzymywał, kochana. Jeszcze się spotkamy, na pewno - odezwał się powoli, cały czas patrząc blondynce w oczy. - Uważam jednak, że to za wcześnie abyś mnie pamiętała.
Znów ją zahipnotyzował. Dał jej jeszcze trochę czasu aby żyła jak każdy inny człowiek.
Biegł po prostu przed siebie cały czas o niej myśląc. Blondynka odganiała wszystkie negatywne uczucia. Wytężył swój niezawodny słuch, aż w końcu dotarł w nieznaną sobie dzielnicę. Nie wyglądała zachęcająco, ale przecież wampir nie bał się nikogo i niczego. Usłyszał krzyki dochodzące z jednego z mieszkań. Od razu domyślił się, że trwa tam impreza. Ludzie byli tacy głupi. Liczyły się dla nich tylko szczeniackie zabawy, przypadkowe znajomości i seks po pijaku. Max widział, że cały świat się stacza. Jeszcze sto lat temu było to nie do pomyślenia.
Ujrzał ją.
Szła stukając obcasami o chodnik. W ręce trzymała torebkę. Wyczuł, że jest wściekła, że nie chciała tu być a mimo to chodziła bez większego celu. Podszedł bliżej, tylko po to by przyjrzeć się pięknej nieznajomej. Wtedy ponownie, tak jak w październiku, usłyszał jej anielski głos.
-Po moim trupie.
-Myślę, że nie chciałbym zobaczyć twojego trupa. Przynajmniej na razie - rzucił, nie zastanawiając się nad tym, że wcześniej chciał zachować anonimowość.
Blondynka odwróciła się, słysząc jego słowa. Od razu wyczuł jej strach. Nic dziwnego, gdyby był kobietą i to jeszcze śmiertelną, też obawiałby się tajemniczego mężczyzny.
-Znamy się? - zapytała niepewnie, nawet się nie poruszyła.
Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie ich krótkiego spotkania.
-Na pewno pamiętałbym taką piękną dziewczynę.
Bała się coraz bardziej i on znów to czuł. Od razu odgadł jej myśli. Nie, nie zamierzał jej zabić, ani zgwałcić. Przynajmniej na razie.
-Daj mi spokój człowieku. Jestem wystarczająco zdenerwowana - warknęła.
Podszedł do niej i złapał za jej podbródek. Teraz wpatrywał się w jej oczy, piękne jak... Jak tęczówki Anabelle. Miały w sobie głębie, tak jakby nie pozwalały od razu odgadnąć dziewczyny.
-Nie rozumiem po co te nerwy - odezwał się cicho - Nic ci nie zrobię.
-Puść mnie, muszę zabrać przyjaciółkę z imprezy - tłumaczyła mu się, zupełnie tak jakby miała taki obowiązek.
Max chciał ją poznać. Każdą cząstkę jej ciała, jej życia. Dosłownie wszystko.
-Nie będę cię dłużej zatrzymywał, kochana. Jeszcze się spotkamy, na pewno - odezwał się powoli, cały czas patrząc blondynce w oczy. - Uważam jednak, że to za wcześnie abyś mnie pamiętała.
Znów ją zahipnotyzował. Dał jej jeszcze trochę czasu aby żyła jak każdy inny człowiek.
~*~
Witam ponownie
Od razu mówię, że Madi kiedyś to sobie przypomni. Kiedyś.
Od razu mówię, że Madi kiedyś to sobie przypomni. Kiedyś.
Rozdział rozpoczynający się cytatem z piosenki The Neighbourhood zapowiada się mrocznie... i taki na pewno będzie, gdy zacznie się fragment oczami Maxwella.
OdpowiedzUsuńGdyby Holly okazała się alkoholiczką nieźle by to namieszało zarówno w jej życiu jak i w życiu Madison. Wydaje mi się jednak, że ich przyjaźń przezwycięży nawet najgorsze, wyczuwam, że jest między nimi jakaś więź. Bardzo ciekawi mnie jak to się dalej potoczy.
No i jak zwykle Maxwell mnie nie zawiódł. Dodał tego specyficznego mroku rozdziałowi. Największy dreszcz przeszywał mnie w momentach, w których wampir mówił o tym, że "na razie" nie zabije Madison, "na razie" jej nie skrzywdzi itd.
Nurtuje mnie jeszcze jedno... Dlaczego Maxwell traktuje Madi tak "ulgowo" i kim jest ta Anabelle, o której tak często wspomina? Wiem, że mnie nie zawiedziesz i wkrótce poznam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. ;)
Czekam na ciąg dalszy!
-K.
Hej, witam cię serdecznie w nowym roku. Wiem, że trochę trzeba było czekać na ten komentarz za co najmocniej przepraszam. A teraz do rzeczy: chyba to już kiedyś mówiłam, ale NAPRAWDĘ kocham twoje opisy. Jestem mega ciekawa co wyjdzie z Holly. Nałóg to w sumie ciekawy pomysł i byłaby wielka drama i no kurde zaciekawiłaś mnie. Pożegnanie Alexandra to jest cudeńko. Nie wiem dlaczego, ale fakt że nie pożegnał się tak wprost i bezpośrednio bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa kiedy Madison sobie to wszystko przypomni i w jakich okolicznościach.
OdpowiedzUsuńCzekam na coś dalszego, a teraz wysyłam całuski i lecę czytać "Without Love" <3
P.S. Wiem, że lata mijają i nie jesteśmy już w gimnazjum. Mamy jakieś swoje plany, obowiązki, zajęcia...ale może chciałabyś ze mną wrócić do pisania? Wiesz, we dwójkę zawsze raźniej :)