10 marca 2020

Rozdział 5

''Kochanie, jesteś jedyną, która stopiła moje serce. Przysięgam, nie kłamię. Może tej nocy spróbuję szczęścia. Widzę, że mnie pragniesz. Marzę o tobie każdej nocy, każdej nocy... Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Powoli doprowadzasz mnie do szaleństwa. Myślę o tobie kochanie. Nie mogę wyrzucić cię z moich myśli. Byłbym szczęśliwy. Byłbym szczęśliwy śpiąc z tobą dzisiejszej nocy...''
Akcent - Kylie 
~*~ 
  Maxwell w ciemności spoglądał na półprzytomną Crystal. Uśmiechnął się wspominając ból i cierpienie jakie dziś jej zafundował. Te przerażone oczy, niespokojne przełykanie śliny, krew buzująca w żyłach, działały na wampira jak narkotyk. Każdorazowo upajał się widokiem obolałej dziewczyny. Nie raz dawał jej nadzieję na lepsze życie i zawsze, w ten sam brutalny sposób jej pozbawiał. Mógł mieć wszystkie kobiety na świecie. Każdą był w stanie oczarować. Jednak coś w rodzaju przyzwyczajenia nie pozwoliło mu tak po prostu pozbyć się małej Crystal.
  Delikatnie ugryzł się w nadgarstek i poczekał, aż jego doskonała krew wydostanie się. Podszedł do śmiertelnej, kciukiem otworzył jej usta i podał czerwoną ciecz. Po każdej wspólnej ''zabawie'' przychodził jej na ratunek dopiero w ostatniej chwili. Podniecał go fakt, że dzięki niemu prawie skonała i jednocześnie to, że tylko on może ocalić tego niewinnego człowieka. Wiedział, że pragnęła zamknąć oczy i nigdy już ich nie otworzyć. Hells nie był dobrą wróżką, fałszywym bogiem, którego czczą śmiertelni. Nie spełniał czyichś pragnień. Swoje potrzeby stawiał na pierwszym miejscu. Wiele lat temu jednak najważniejsze było dla bruneta dobro i szczęście Anabelle.
  Usiadł wygodnie w fotelu pustym wzrokiem wpatrując się w płomień. Chwycił szklankę z bursztynowym płynem i znów zaczął wspominać swoje dawne życie.

 Mediolan, Włochy, 1711 rok

  Młody, jeszcze nie do końca obeznany z nową rzeczywistością wampir Maxwell Hells uśmiechnął się na widok ukochanej Anabelle. Była nadzwyczajnie piękną brunetką, do której wzdychali chłopcy szykujący się do zbliżającej się wojny. Nie wiedzieli jednak, że owa dama od ponad pięciuset lat jest krwiopijcą, a śmiertelnych traktuje tylko jako pokarm. To samo było z Maxem. Początkowo Anabelle upatrzyła w nim swoją kolejną ofiarę. Jednak młodzieniec nie dał się zabić tak łatwo. Rozkochał w sobie ''starą'' wampirzycę. Takiego uczucia świat dawno nie widział. To było coś więcej niż tylko trzymanie się za ręce, wspólne zabijanie niewinnych i podróżowanie po świecie.
  -Wiesz jak wspaniale będzie, gdy zacznie się wojna? Już mam przed oczami konających żołnierzy, potoki krwi - rozmarzyła się Anabelle szczerząc jednocześnie swoje kły.
  -Najdroższa domyślam się, że podczas bitew na lądzie to ty siałaś największe spustoszenie - zaśmiał się całując ją w dłoń.
  Mieli idealny plan na wspólną wieczność. Mnóstwo trupów, zabawy, zmienianie innych w wampiry, orgie ze śmiertelnymi.
  -Co zrobimy z Alexandrem? On nie może dowiedzieć się o istotach nocy, to jeszcze młodzieniec - zapytał brunet, choć wiedział jaka będzie odpowiedź ukochanej.
  Ona nie liczyła się z życiem. Nie, kiedy ponad pięćset lat temu sama została go pozbawiona przez angielskiego dostojnika. Zmienił dwudziestoletnią wówczas Anabelle w potwora i zostawił. Sama musiała nauczyć się panować nad głodem, zdobywać pożywienie, polować i nie mieć poczucia winy podczas zabijania. To właśnie dla młodego wampira jest największym problemem. Ciężko patrzy się ofierze w oczy, gdy ta nie jest świadoma, że zaraz zginie.
  -Owszem, ale skoro wojna się zbliża powinieneś liczyć się z tym, że wyślą go do legionów. Będąc człowiekiem nie ma zbyt dużej szansy na przeżycie - upiła łyk wina. - Co innego jako wampir. Wtedy na wieczność pozostaniecie razem.
  Przerażała go myśl, że ma podjąć decyzję za brata. To dość egoistyczne zmieniać najbliższego członka rodziny w krwiopijcę tylko po to, by mieć go przy sobie zawsze. Sam był amatorem w tych sprawach, wszystkiego uczył się od ukochanej, zatem wiedział ile czasu potrzeba by się z tym oswoić. Czy nastoletni brat będzie w stanie poradzić sobie z żądzą krwi?
  -A co, jeśli nie zechce ze mną zostać?
  -Plusem i zarazem minusem bycia wampirem jest to, że nie jesteś uzależniony od nikogo. Jeśli więc wybierze życie w samotności, nie pozostanie ci nic innego jak to zaakceptować - pocałowała go w usta, by przestał się tym zamartwiać.

  Ateny, Grecja, 1717 rok

  Minęło sześć lat odkąd Max podjął decyzję o przemienieniu swojego brata. Choć on już się nie starzał, po Alexandrze widział upływ czasu. To niesamowite, że wampiry są istotami nieśmiertelnymi. Mimo tego, że przyszłość była nieznana, pewni byli tego, że będą jej częścią.
  Spoglądał to na Anabelle, to na brata. Gwieździsta, zimowa noc to idealna pora na odrodzenie. Oczekiwali w ciszy aż młodszy Hells otworzy oczy. Sama śmierć była szybka, jednak zrobiła to brunetka. Zwabiła Alexa do lasu pod pretekstem rozmowy i bez słowa wyjaśnienia złamała mu kark wcześniej podając wystarczającą ilość swojej krwi. Maxwell nie chciał zadręczać się wyrzutami sumienia, bowiem nie pozostawił bratu możliwości wyboru. Nie miał pewności czy ten zaakceptuje fakt bycia istotą nocy, ale był przekonany, że poradzi sobie, z ich pomocą.
   Chwilę później młodszy Hells zaczął się krztusić. Spoglądał na świat nie rozumiejąc tego co się wydarzyło. Czuł się inaczej. Żadne problemy nie zawracały mu głowy, jego słuch był wzmocniony, a wzrok jakby wyostrzony.
  -Co mi zrobiliście? - warknął.
  Głód rozrywał jego ciało. Nie myślał jednak o bogatej kolacji, a o krwi? Nie rozumiał co się dzieje.
  -Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, ale przemieniliśmy cię w wampira - zaczął spokojnie Max.
  Nie chciał rozwścieczyć nowo narodzonego. Tacy byli niezwykle nieobliczalni.
  -Legendy o potworach żywiących się krwią ludzi to nie historie wymyślone by straszyć dzieci. Dzięki nam, już do końca świata będziesz najsilniejszą z istot - dodała Anabelle zbliżając się.
  Przerażony i wściekły Alexander złapał ją za szyję. Zaskoczyła go siła jaką posiadał. Warknął ukazując jej swoje kły. Był cholernie głodny.
  Anabelle po upływie niecałej sekundy przygwoździła go do pobliskiego drzewa. Nie pierwszy raz miała do czynienia z nowo narodzonym. Uwielbiała patrzeć na ich dezaprobatę. To było coś w rodzaju odpłaty za to, jak sama została przemieniona.
  -Opanuj te kły Alexandrze, jestem starsza o pięćset lat. Jeden mój ruch i znów zginiesz - rzuciła unosząc go w górę.  - Zostałeś wampirem, bo tego chciał twój brat, dostosuj się więc do sytuacji.
  Puściła go, a ten osunął się na ziemię. Młodzi krwiopijcy bardzo szybko wyczerpywali swoje siły. Maxwell podszedł do brata i złapał jego twarz w dłonie. Czerwone tęczówki przeszywały go. Nie sądził, że ich życie tak się potoczy. Anabelle miała rację. Gdyby nie uczynili z niego potwora zapewne zginąłby na wojnie, a wszelka pamięć o nim również.
  -Bracie, teraz zawsze będziemy razem. W trójkę - usiłował go przekonać.
  Minęła chwila nim tamten się odezwał.
  -Skoro mamy wieczność, zrobię wszystko by była to dla ciebie wieczność rozpaczy.

  Maxwell ocknął się z natłoku wspomnień. Coraz częściej zdarzało mu się rozmyślać o dawnych czasach. Wciąż nie pogodził się ze śmiercią ukochanej, z nienawiścią brata, a także z jego zniknięciem. Alexander miał rację, Rzeczywiście jego wampirze życie to jedna wielka rozpacz. To całe zabawianie się Crystal i innymi śmiertelnymi to tylko obłuda. Chwilowa radość znikająca szybciej niż się pojawia.
  Jeszcze przed pierwszą wojną światową tak wspaniale się dogadywali. Był przekonany, że jego młodszy brat zaakceptował na dobre fakt bycia wampirem. Sądził, że mu wybaczył. Przecież zajął się nim po odejściu Anabelle. Czy to możliwe by udawał? By czekał na odpowiedni moment by zostawić bruneta samego, by odpokutował swoje winy? W tym celu zniknął?
  Był przytłoczony myślami dopóki nie pojawiła się w nich śmiertelna blondynka. Widział jej uśmiech i przeszywające go na wylot tęczówki. Choć chciał, nie potrafił trzymać się z daleka. A skoro od kilkudziesięciu lat był w kryzysie, miał prawo się zabawić.
  Chciał posiąść Madison. Pragnął by była jego. Już wyobrażał sobie tortury na jakie ją skaże.
  Uśmiechnął się nikczemnie tworząc w głowie plan działania.

~*~
  Madison obudziła się z krzykiem. Chwilę minęło nim zdała sobie sprawę, że to zły sen. Jej wyobraźnia była na tyle brutalna, że podczas spania przywołała wspomnienie matki. Jak najszybciej chciała zająć głowę czymś innym. Jednak niewiele dobrego działo się obecnie w jej życiu. Wciąż nie pogodziła się z przyjaciółką, przez co nie miała komu się zwierzyć. Do tego sprawa z profesorem nadal pozostawała nierozwiązana. Choć minęło kilka dni od jego telefonu to obawy dziewczyny rosły. Dziś miała kolejny wykład z prawa rzymskiego co nieubłaganie wiązało się ze spotkaniem obleśnego prowadzącego.
  Wzięła zimny prysznic licząc na to, że ochłodzi jej myśli. Ubrała się, zrobiła delikatny makijaż po czym weszła do kuchni. Zastała w niej Holly popijającą jaśminową herbatę. Unikały się od pamiętnej imprezy u Kelsey. Madi nie była pewna czy przyjaciółka pamięta swoje słowa, a sama nie chciała nawiązywać rozmowy na ten temat.
  -Nie do końca pamiętam co powiedziałam, ale wiem, że cię zraniłam. Przepraszam - nie spodziewała się słów Wesley. Jej ciężko przychodziło przyznanie się do błędu.
  -Długo ci to zajęło - odgryzła się.
  Usiadła naprzeciwko i w ciszy wpatrywała się w skacowaną brunetkę. Jeśli każdego dnia sięgała po alkohol oznaczało to, że nie do końca radzi sobie z życiem.
  -Myślę Holly, że powinnaś udać się na jakąś terapię. Popadłaś w nałóg i martwię się o ciebie.
  Złapała ją za rękę dodając jej otuchy. Kochała przyjaciółkę i nie wyobrażała sobie by nie przyjść z pomocą.
  -Wiem, że masz dosyć tematu chłopaków ale dwa dni temu poznałam kogoś zupełnie innego. Jest studentem filologii romańskiej i ma włoskie korzenie. Zaprosiłam go dzisiaj na kolację, żebyście się poznali - widząc niechęć Madison kontynuowała swoją wypowiedź. - Czuję, że dzięki niemu zmieni się moje życie, jest naprawdę troskliwy i myślę, że może być moim wybawieniem z tego całego bałaganu.
  Butler widziała iskierki w oczach siedzącej naprzeciwko dziewczyny. Uśmiechnęła się. Rzeczywiście ona już dawno nie była tak radosna bez pomocy trunku.
  -Dobrze, skoro jest taki wspaniały to chętnie go poznam. 
  Spakowała do torebki pudełko z drugim śniadaniem, cmoknęła Holly w policzek na pożegnanie i udała się na autobus. Niebotycznie wysokie szpilki były jej atrybutem. Zawsze zakładała je by dodać sobie odwagi, a takowej na dzisiejszych zajęciach bez wątpienia potrzebowała.
  Na dziedzińcu uczelni dopadł ją zaraźliwy uśmiech Kelsey. Z nią też nie rozmawiała od czasu imprezy. Mimo tego, że była tam zaledwie godzinę to narodziło to samych kłopotów. Miała za złe rudowłosej, że urządziła huczną domówkę choć zapewniała coś innego.
  -Madison, nie uwierzysz co się wydarzyło - podbiegła i złapała ją za ramiona.
  Już dawno nie widziała koleżanki z uczelni tak poruszonej.
  -Mów o co chodzi - rzuciła szybko.
  -Gościu od rzymskiego ma złamany nos. Ktoś musiał się nieźle na niego zdenerwować, albo chłopak, którejś studentki dowiedział się o jego niemoralnych propozycjach.
  Madi spojrzała na nią zdziwiona. Nie sądziła, że profesor w końcu dostanie za swoje. Logiczniej byłoby zgłosić sprawę na policję i załatwić to na drodze prawnej, ale blondynka nie współczuła mężczyźnie temu, co mu się przytrafiło.
  Po niecałej godzinie miała okazję zobaczyć oszpeconą twarz wykładowcy. Nie odniósł się do tego co go spotkało. Zachowywał się tak, jakby wyglądał normalnie, a koło uszu puszczał śmiechy studentów. Niewzruszony prowadził wykład o prawie boskim w starożytnym Rzymie. Chociaż Madison dokładnie go słuchała i robiła notatki, to jednak zastanawiała się kto mu to zrobił. Czy to wydarzenie spowoduje, że profesor przestanie podrywać studentki?
  -Na nasze kolejne spotkanie proszę w formie tabelki przygotować różnice między ius a fas - powiedział do mikrofonu po czym zakończył zajęcia.
  Butler szła w dół auli, a stukot obcasów roznosił się po całym pomieszczeniu. Zawsze siadała wysoko, by w najmniejszym stopniu narazić się na kontakt z wykładowcą. Gdy przechodziła obok biurka mężczyzny poczuła na sobie jego wzrok. Była przekonana, że zaraz się odezwie.
  -Panno Butler, poproszę na chwilę - odwróciła się niechętnie.
  Podeszła bliżej. Ku jej nieszczęściu zostali na auli zupełnie sami.
  -Nie trudno zauważyć jak wyglądam ale jestem zaskoczony, że to przez panią mam złamany nos.
  -Słucham? - oburzyła się. - To jakieś pomówienie.
  -Otóż nie, słońce. Był u mnie twój chłopak i nakazał mi dać ci spokój. Był agresywny, rzucił mną o ścianę, a potem uderzył. Cóż, zastanowię się czy nie zgłosić tego pobicia.
  Madison jednak nie słuchała go do końca. Chłopak? Agresywny? Przecież od wielu miesięcy była sama. Kto więc podał się za jej ukochanego? Nie rozumiała co takiego się wydarzyło, ale gdyby tylko mogła, to uściskałaby tego fałszywego chłopaka za to, co zrobił.

~*~
Trochę początkowo ciężko mi szło ale myślę, że ostatecznie dałam radę.
ius - prawo ludzkie
fas - prawo boskie
Jestem na tym samym etapie edukacji co Madi dlatego wtrącam tutaj elementy łaciny, ale mój wykładowca to normalny gość a nie zbok :)
Do następnego
 

   

1 komentarz:

  1. Czy w Maxwellu budzą się jakieś ludzkie uczucia? Dlatego tak rozpamiętuje? Chociaż wiem, że od początku traktuje Crystal tak jak traktuje to mam nadzieję, że jak się zejdzie z Madison (o ile tak będzie, to czysta spekulacja) to wymaże jej pamięć i pozwoli chociaż w jakimś stopniu wrócić do normalnego życia <3 Bo jak na razie ma zachowania niczym socjopata xD
    Te wspomnienia z Włoch..Czy Max jest Włochem? (Przepraszam jeśli to głupie pytanie, ale w sumie nigdzie jego pochodzenie nie zostało tutaj podkreślone). Ta Anabelle, kurcze, myślałam że jak już się pojawi to trochę mi to rzuci światła na całą postać Maxa a tymczasem mam wrażenie, że owiała je jeszcze większą tajemnicą. A co jeśli ona tak naprawdę żyje tylko się ukrywa? I Alexander się o tym dowiedział i teraz próbuje ją odnaleźć? A może chce ją zabić? A może...Dobra chyba starczy tych dziwnych teorii.
    Madison i Holly się pogodziły LALALALA CZAS OTWORZYĆ SZAPANANANA <3
    Ten wredny wykładowca dostał w nos i dalej ma czelność marnować czas Madi? OK BOOMER
    Dałaś radę słonko <3 Tego było mi trzeba po ciężkim dniu
    Do zobaczenia <3

    OdpowiedzUsuń