15 lipca 2020

Rozdział 6

''Myślałem o niej, myślałem o mnie. Myślałem o nas, co z nami będzie? Otwieram oczy, tak, to był jedynie, tylko sen. Więc wracam do codziennej normalności. Czy wróci? Nikt nie wie. Teraz już nie jesteś obok, nie mogę myśleć. Bo nadal czuję to w powietrzu. Widzę jej śliczną twarz, moje palce wplatające się w jej włosy. Miłość mojego życia, moja mała, moja żona. Zostawiła mnie, nie mogę się z tym pogodzić. Bo wiem, że to po prostu nie jest w porządku...''
Nelly - Just a dream 
~*~
  Madison w drodze do pracy nie potrafiła odpędzić od siebie myśli o rzekomym chłopaku. Kto podał się za niego wyrządzając krzywdę profesorowi? Kto wiedział, że składał jej niemoralne propozycje skoro z trudem wyznała to Holly? Czy mógł zrobić to szef? Nie była pewna czy to zbieg okoliczności, ale wykładowca został pobity w dniu, w którym opowiedziała o sytuacji Arthurowi. Trudno uwierzyć w to, że jeden z najlepszych prawników w Atlancie byłby w stanie naruszyć swoją karierę dla studentki. Jednak nie takie rewelacje świat już widział. Blondynka postanowiła nie poruszać tego tematu nim nie zrobi tego pan Bates.
  Przez pierwsze trzy godziny zajmowała się odpowiedziami na pozwy w imieniu klientów kancelarii, analizą nowych zgłoszeń, a także pamiętną sprawą państwa Holmes. Zastanawiała się kiedy spór o porcelanową zastawę trafi do sądu. Przez ludzką naiwność, przywiązywanie wagi do rzeczy błahych i egoizm, wymiar sprawiedliwości zamiast karać za przestępstwa zajmuje się godzeniem byłych małżonków.
  Po jakimś czasie i po kilku spotkaniach szefa, na które Madison dumnie przynosiła filiżanki z kawą, usłyszała od jednego z kolegów, że pan Bates musi z nią ''pilnie porozmawiać''. Cokolwiek to znaczyło, dziewczyna odłożyła na bok stos papierów i pognała na sam koniec korytarza. Mijała ciekawskie spojrzenia kobiet. Nawet nie chciała myśleć co siedzi im w głowach. Delikatnie zapukała do drzwi. Na zaproszenie nie musiała długo czekać.
  -Chciał mnie pan widzieć - zaczęła przystając na wprost jego biurka.
  Był jak zwykle nienagannie ubrany. Spodnie garniturowe i biała koszula, która rzeźbiła jego klatkę piersiową. Jak na swój wiek, był całkiem przystojny. Zdjął okulary i uśmiechnął się.
  -Miałaś mówić mi po imieniu, Madison - skarcił ją, choć oboje wiedzieli, że tylko sobie żartuje. - Nurtuje mnie sprawa twojego wykładowcy. Jakieś nowe zdarzenia?
  Madison chciała myśleć, że pyta z czystej ciekawości.
  -Cóż, ktoś go pobił - powiedziała jednocześnie obserwując jego reakcję. Nie wyglądał na wzruszonego, był zaskoczony.
  -Chłopak innej studentki wziął sprawę w swoje ręce? - zapytał upijając łyk kawy z filiżanki.
  Chwilę zastanawiała się czy powiedzieć Arthurowi to, co usłyszała od profesora.
  -Właściwie to, ktoś podał się za mojego chłopaka i wymierzył sprawiedliwość łamiąc mu nos. Sęk w tym, że jestem sama od jakiegoś czasu. Stało się to dokładnie w tym dniu,  w którym powiedziałam o sytuacji tobie więc pomyślałam...
  Odpowiedź nadeszła nim studentka skończyła mówić.
  -Wybacz Madison, ale nie poświęciłbym swojego sukcesu dla starego zboczeńca. Człowiek jest zwierzęciem, więc jego naturalnym odruchem jest przemoc. Może masz cichego wielbiciela, który co nieco usłyszał i chciał ci w ten sposób zaimponować.
  -Tak, masz rację. Przepraszam, to było niezręczne - zmieszała się. Po co go w ogóle podejrzewała?
  -Nie mniej jednak, może zechciałabyś się wybrać ze mną dzisiaj na służbową kolację? Pragnę omówić linię obrony pani Roberts.
  Przez kilka sekund zastanawiała się czy ma jakieś plany. Aż do głowy wpadła jej kolacja z Holly i nową zdobyczą.
  -Niestety dziś mam poznać nowego chłopaka mojej przyjaciółki, ale jutro nie mam żadnych większych planów - uśmiechnęła się.
  -To jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie o siódmej.
  Madison doskonale wiedziała jak to wygląda. Młoda studentka idzie na kolację służbową z szefem, podczas gdy on zatrudnia tuzin zawodowych adwokatów, którzy doskonale znają się na rzeczy. Dla niej sprawa była prosta. Skoro miała okazję w praktyce nauczyć się na czym polega jej wymarzony zawód, dlaczego miała nie skorzystać? Plotki i głupie komentarze znajomych z pracy wydawały się niezbyt wielką karą.
~*~
  Maxwell po kolejnej krwawej zabawie zaczął się zastanawiać jak będzie wyglądać jego życie gdy w domu pojawi się nowa osoba. Choć musi upłynąć trochę więcej, niż by chciał, warto było poczekać by dopracować wszystko dokładnie. To powinno wyglądać naturalnie. Nie chciał nikogo porywać, nawet jeśli cierpienie ludzkie nie robiło na nim wrażenia. Crystal wziął do siebie, gdy ta była zbuntowaną nastolatką. Chodziła do lasu nocą, by pić i ćpać. Każdy kat powie, że sama prosiła się o swój los. Hells uratował ją przed atakiem niedźwiedzia, a ta była tak dozgonnie wdzięczna, że nawet nie przeczuwała, że spotka ją coś gorszego. Gdyby wtedy wiedziała jakie piekło sprawi ten wybawca, sama wskoczyłaby do paszczy dzikiego zwierzęcia. Zmusił dziewczynę by napisała list pożegnalny do rodziców, z prośbą by jej nie szukali, po czym zabrał swoją niewolnicę do innego miasta. Tak wspólnie kroczyli przez różne zakątki świata już dziesięć lat i choć dla wampira był to zaledwie niewielki ułamek jego wiecznego życia, to Crystal upływ czasu nie oszczędzał. Coraz gorzej znosiła  ''zabawy'', ale zawsze leczona była tylko jego doskonałą krwią. Gdy złamał jej rękę, przez kilka dni patrzył na ból nim postanowił dać lekarstwo.
  Wszedł do niewielkiego pokoiku i jak zwykle zastał ją skuloną w kącie. Powoli zaczynał go nudzić ten widok. Powinna zdawać sobie sprawę, że już na zawsze z nim będzie. Może czas wreszcie przyzwyczaić się do swojego losu?
  -Kochanie, wychodzę - odezwał się kucając przy skulonej postaci. - Bądź grzeczna kiedy mnie nie będzie. Wiesz jak bardzo się złoszczę, gdy robisz coś nie po mojej myśli.
  Podniosła wzrok. Jej oczy już dawno zalały się smutkiem.
  -Kiedy wrócisz? - szepnęła. Gdyby nie jego nadnaturalny słuch, z pewnością nie usłyszałby co do niego mówi. 
  Nie pytała w obawie, że będzie tęsknić. Chciała wiedzieć ile będzie miała wolnego.
  -Późno. W tym czasie doprowadź się do porządku, umyj się, pomaluj. Jeśli plan nie pójdzie po mojej myśli, będę musiał się jakoś rozerwać.
  Zaśmiał się, aż kobietę przeszły ciarki.
  Zaniósł ją do pokoju z łazienką, gdzie już wcześniej przygotował ubrania i kosmetyki. Dziś był na tyle w dobrym humorze, że nawet ofiarował jej soczysty obiad z dwóch dań oraz deser.
  -Bądź grzeczna - rzucił na odchodne.
  Przed istotnym spotkaniem, jak zawsze udał się na grób Anabelle. Ten znajdował się niecałą godzinę jazdy samochodem od Atlanty, na bardzo starym cmentarzu. Z ukochaną dużo podróżowali, ale wszystko skończyło się gdy dotarli do Ameryki. To tutaj ich miłość rozłączyła śmierć. 
  Dzięki swojej wampirzej szybkości dotarł do celu znacznie szybciej. Na owym cmentarzu znajdowało się mnóstwo nagrobków zamordowanych żołnierzy z czasów wojny secesyjnej. A wśród nich spoczywała najpiękniejsza i najcudowniejsza kobieta jaką Maxwell w życiu poznał. Przełknął ślinę i spojrzał na już ledwie widoczny napis. 
Anabelle Montoya
+ 1836
''Forever in my memory, darling''

  Ilekroć widział te słowa do jego oczu cisnęły się łzy. Mimo, że był potężny, że nie posiadał żadnych ludzkich cech, miał słabość do kobiety. Nie wiedział kiedy się urodziła, nie znał dobrze jej śmiertelnego życia, ale doskonale dogadywali się jako krwiopijcy. 
  -Myślę, że dzisiaj nastąpi nowy początek - odezwał się przysiadając na przeciwko nagrobka.
  Bardzo często przychodził by opowiedzieć Anabelle co u niego. Choć nie uzyskiwał odpowiedzi, dawało mu to coś w rodzaju oczyszczenia.
  -Gdybyś tylko była obok... Moje życie na pewno potoczyłoby się inaczej. Może razem pobawilibyśmy się z Crystal, a tak musisz obserwować to, co czynię. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt rozczarowana - dotknął wyrytego napisu pozwalając łzom popłynąć. 
  Usłyszał w oddali zbliżających się ludzi. Czuł, że na niego już czas. Nie chciał by ktoś zobaczył jego słabości. Jedynymi żyjącymi osobami, które znały jego inną, tą mniej mroczną stronę byli Crystal i Alexander. Po zaginięciu brata została mu wyłącznie niewolnica.
  -Wrócę, gdy tylko plan się powiedzie. Żałuję, że nie możesz mi w tym towarzyszyć - ucałował kamienny nagrobek, po czym zniknął.
~*~
  Maxwell ostatni raz obejrzał się w lusterku swojego czarnego mustanga z 1961 roku. Wyglądał nienagannie w czarnych dżinsach i błękitnej koszuli. Rozpiął dwa górne guziki delikatnie ukazując umięśniony tors. Przeczesał włosy dłonią i przełknął ślinę.
  -Do dzieła, Hells - zmotywował się.
  ~*~
   W tym samym czasie Madison kończyła robić swój makijaż. To Holly ubłagała ją by ubrała się tak, jak na kolację w drogiej restauracji. Przecież miała tylko poznać jej nowego ''cudownego'' chłopaka. Nie była do końca przekonana czy to rzeczywiście wielka miłość. W życiu jej przyjaciółki co jakiś czas pojawiał się ''ten jedyny. W myślach chciała jednak by tym razem się udało. Holly potrzebowała kogoś kto uratuje ją z nałogu. 
  -Jesteś już gotowa? - do pokoju wparowała brunetka. 
  Od razu było widać, że denerwuje się spotkaniem.
  -Mam nadzieję, że gra jest warta świeczki - rzuciła Madison poprawiając sukienkę.
  -Uwierz, że jak go zobaczysz to sama się zakochasz - zaśmiała się Holly.
  Chwilę później do mieszkania wszedł mężczyzna o zdrowej opaleniźnie, kruczoczarnych włosach i zabójczym uśmiechu. Był ubrany dostojnie, ale wyglądał na starszego niż studentki. Sprawiał miłe wrażenie, choć Madi wyczuła, że ma skłonności do dominacji. To jak objął Holly, jak pogłębił jej pocałunek doprowadziło blondynkę do takich wniosków. Gdy ich oczy się spotkały nie mogła odpędzić od siebie myśli, że gdzieś go już widziała. Miała wrażenie jakby kiedyś rozmawiali, jednak to wspomnienie było zbyt odległe, by mogła przypomnieć sobie szczegóły. Przywitał się całując ją w wierzch dłoni. Po jej ciele przebiegł przyjemny prąd. Madison zdziwiła się, że w tych czasach ktoś jeszcze tak postępuje. Słyszała w jego głosie obcy akcent, choć doskonale mówił po angielsku.
  -Bardzo się cieszę, że mogę cię wreszcie poznać - powiedział.
  -Holly dużo mi o tobie opowiadała - to nie była do końca prawda, gdyż w rzeczywistości niewiele wiedziała. - Jestem Madison Butler.
  -Przepraszam, gdzie moje maniery. Powinienem się przedstawić od razu jak wszedłem. Maxwell Hells - odpowiedział spoglądając na dziewczynę swoimi czarnymi oczami.

~*~
Dzień dobry.
Na wstępie przepraszam za nieobecność, ale nie chcę się tłumaczyć. Wiedzcie, że dużo się działo. Naprawdę spróbuję pojawiać się tu częściej.
Jak rozdział? W końcu mamy konfrontację Madi i Maxa, której on nie wymaże jej z pamięci. 
Jak sądzicie jakie zamiary ma nasz krwiopijca?
Do następnego
Buziaki
 
     

1 komentarz:

  1. O rany, o rany, o jejku, o rany....SPOTKALI SIĘ. Nareszcie! Warto było na to czekać!
    Ale od początku:
    Ciekawi mnie czego tak naprawdę pan Bates chce od Madi. Jakiś romansik coś w ten deseń?
    Jak zwykle szkoda mi Crystal, choć przyznaję że fragmenty z nią bardzo mi się podobają, bo nigdy do końca nie wiadomo co się z nią stanie. Np. dzisiaj Maksiu był dla niej bardzo milutki :D
    Jestem w sumie ciekawa jak zmarła Anabelle (najmocniej przepraszam jeśli było już to powiedziane, ostatnio słabo u mnie z pamięcią). Bo jeśli również była wampirem to chyba zabicie jej nie było takie hop-siup, prawda?
    Podejrzewam, że Max chce zrobić z Madison niewolnicę, ale będzie ją lepiej traktował niż Crys. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi krzywdy Holly, bo cholibka mimo tych wszystkich wad ta dziewczyna też zasługuje na swoje szczęście <3.
    Do następnego i lekkiego piórka :*

    OdpowiedzUsuń